Czeka nas zbawienny kac

Rozmowa z Peterem Schiffem, ekonomistą

Aktualizacja: 14.06.2012 05:29 Publikacja: 13.06.2012 21:00

Peter Schiff

Peter Schiff

Foto: Fotorzepa, Seweryn Sołtys

W latach 2006 – 2007 prognozował pan nadejście silnego kryzysu gospodarczego, będąc w opozycji do większości ekonomistów. Jak dzisiaj zmieniła się sytuacja?

Peter Schiff:

Popełniamy te same błędy. W imię szlachetnych ideałów banki centralne drukują pieniądze bez pokrycia, tym samym uniemożliwiając rozwiązanie najistotniejszych problemów współczesnych gospodarek. Takie działania doprowadziły nas do obecnego kryzysu i uczynią kolejną jego fazę bardziej nieznośną. Czy osłabianie dolara nie było przyczyną kryzysu? A przecież intencje były szczytne. Dzięki słabemu dolarowi służącemu eksporterom mieliśmy z powodzeniem konkurować z Azjatami. Tanie kredyty miały z kolei zapewnić dom każdemu obywatelowi, co jest spełnieniem amerykańskiego marzenia.

Czekają nas kolejne kłopoty?

Problemy gospodarcze będą się pogłębiały. Wydaje się, że jesteśmy niezdolni do podjęcia reform. Jednak ostatecznie będziemy się musieli zmierzyć z wyzwaniami. Rzeczywistości nie da się zaczarować. Stanie się to wtedy, gdy nie będzie można już pożyczać pieniędzy z powodu braku oszczędności, a jedynym pożyczanym pieniądzem będzie pieniądz pusty powodujący inflację. Większość z nas przejmie się tą na pozór ponurą perspektywą. To jednakże nieprawidłowa postawa, ponieważ popełniliśmy tyle błędów, że kac oraz otrzeźwienie muszą przyjść i będą zbawienne. Im szybciej się to stanie, tym szybciej uzdrowimy nasze gospodarki i tym łatwiejsze to będzie.

Co poza drukowaniem pieniądza prowadzi nas do kryzysu?

Stałe zadłużanie się, głównie na wydatki państwa opiekuńczego, ale też prywatna konsumpcja na kredyt możliwa dzięki niskim stopom procentowym. Później państwa i obywatele mają trudności ze spłatą tych długów, co pogarsza płynność banków, później ratujemy banki w imię dobra oszczędzających, powodując jeszcze większe zadłużenie. Ponadto przerośnięte państwa duszące przedsiębiorczość. Skutkiem tego wszystkiego jest obniżona produkcja czy niewystarczające inwestycje. Z tymi problemami należy się zmierzyć, a nie przed nimi uciekać. To wydatki rozrośniętego rządu są przyczyną braku wzrostu gospodarczego czy tworzenia nowych miejsc pracy, czyli tego, o co stale na swój sposób zabiegają politycy. Dotyczy to także Europy.

Może społeczeństwa wymuszą na politykach zmiany w kierunku spłaty długów albo zainicjują je właśnie elity?

Wątpię. Dowodem na to, że tak nie będzie, jest porażka w amerykańskich prawyborach Rona Paula, jedynego kandydata, który odwołuje się do zdroworozsądkowej ekonomii i jest w stanie zmienić Stany Zjednoczone. Zachodnie społeczeństwa dalej chcą dostawać coś za darmo i myślą, że powodzenie i bogactwo zależy od rządu w większym stopniu niż jest to w rzeczywistości. Dalej ludzie wierzą, że państwo może tworzyć miejsca pracy. Zapominają, że państwo może jedynie dzielić wartości, które już wcześniej zostały wytworzone przez obywateli. Politycy wykorzystują te nadzieje. Do zmian zmusi nas kolejny, silniejszy kryzys.

Ale gdyby nie zadłużenie i wydatki rządowe to mielibyśmy mniejszy wzrost gospodarczy. Większość ekonomistów i polityków tak mówi...

Problem polega na tym, że my nie zadłużamy się na inwestycje służące wzrostowi takie jak autostrady. To raczej wydatki socjalne i emerytalne wypychają inwestycyjne w budżetach państw. Tak uczą nas na uczelniach, że nie należy gwałtownie zmniejszać wydatków rządowych, bo to prowadzi do recesji. Odwracając to przekonanie można z pewną dozą ironii powiedzieć, że zwiększenie zadłużenia prowadzi do wzrostu gospodarczego. Na przykład zwiększenie zadłużenia o 10 proc. PKB w ciągu roku w wypadku Polski da wam rekordowy historycznie 10-proc. wzrost gospodarczy. Tylko że to jest krótkotrwały wzrost produktu krajowego brutto, a nie wzrost bogactwa. Na spłatę zaciągniętych długów i tak będzie trzeba w przyszłości zarobić i zapłacić rachunki. A moglibyśmy wydać te środki na bardziej produktywne rzeczy. Na przykład pożyczyć bardziej przedsiębiorczym czy utalentowanym od nas. To forma współpracy między ludźmi, która prowadzi do bogactwa. Dług przedsiębiorcy zadłużającego się na zakup maszyny czy budowę zakładu to inny rodzaj długu niż rządowy. Pierwszy prowadzi do wzrostu gospodarczego, jest to konstruktywne i produktywne. Drugi wyprowadza oszczędności z gospodarki i powoduje, że dla przedsiębiorców jest mniej kapitału.

Po II wojnie światowej Zachód miał podobnie wysokie długi i jakoś je spłacił. Szczególnie łatwo to poszło Stanom Zjednoczonym...

Rzeczywiście skala tej spłaty była olbrzymia. Niemniej pamiętajmy, że po wojnie rząd federalny ograniczył wydatki o 70 proc. i wycofał się z gospodarki (w czasie wojny obowiązuje socjalizm, zasoby zużywa się na czołgi i lotniskowce). Poza tym gospodarka była wtedy zdrowsza dzięki mniejszej liczbie regulacji. Teraz wydatki rządowe nie spadają, lecz rosną. I nie da się tych długów spłacać nowymi podatkami. Nie dość powiedzieć, że w krajach Zachodu są wysokie, to jest to poziom, po przekroczeniu którego w stopniu niesłychanym zaburzone zostaną mechanizmy rynkowe. Zatem zbliżamy się do jakiegoś punktu krytycznego.

Dość nieciekawą perspektywę zostawiamy następnemu pokoleniu...

Aktualnemu pokoleniu także, natomiast dzieci będą musiały rozwiązać część problemów, które stworzyliśmy i dalej tworzymy. Wcale nie jest powiedziane, że rozwiążą je poprzez spłatę zadłużenia. Może wyjadą do krajów, gdzie jest niskie i gdzie podatki także są niskie? Może czeka nas wędrówka ludów z tym związana? Mówiąc półżartem, albo rodzice wytrzeźwieją, albo dzieci uciekną. Zadłużanie się państw w takim stopniu jak obecnie jest nie tylko nieracjonalne ekonomicznie, ale nawet niemoralne, bo ogranicza wybór przyszłym pokoleniom. Ponadto wysokie długi uniemożliwiają obniżenie podatków.

Jakie rozwiązania pan proponuje i jak je wprowadzić?

Redukcję wydatków, spłatę zadłużenia czy powrót do systemu pieniężnego powiązanego ze złotem. Ale jak wspomniałem, jestem sceptycznie nastawiony co do dobrowolnej zgody na ich wprowadzenie. Dotyczy to zarówno USA, jak i Europy. Widać to doskonale na przykładzie europejskiego kryzysu zadłużeniowego. Nie tylko Grecja czy kraje południa są w złej sytuacji w Europie. Popatrzcie na zadłużenie francuskie i stagnację, w której Francja jest od wielu lat. Politycy nic z tym nie robią. Dlatego jedynym scenariuszem, w którym przyjdzie czas na zmiany, jest kolejny kryzys, tym razem silniejszy, który zmusi nas do działań.

Uznawany jest pan za przedstawiciela austriackiej szkoły ekonomii, której w XX w. najważniejszymi ekonomistami byli Mises i Hayek. Jak ta szkoła może pomóc zrozumieć współczesną rzeczywistość gospodarczą?

Ekonomiści tego nurtu mieli olbrzymi wkład w budowę teorii cyklu koniunkturalnego, która w dużej mierze wyjaśnia, jak przez politykę taniego pieniądza i interwencje rządowe doszło do współczesnego kryzysu, ale także kryzysu z roku 1929 i następującej po nim recesji. Żeby to zrozumieć, trzeba czytać więcej książek „austriaków". Niestety, w szkołach biznesu tego nie uczą, musimy sami to robić w domach.

– rozmawiał Rafał Mierzejewski

Peter Schiff, amerykański ekonomista, przedstawiciel austriackiej szkoły ekonomii, prezes domu inwestycyjnego Euro Pacific Capital, często udziela komentarzy stacjom telewizyjnym Fox i CNBC, prowadzi program radiowy „The Peter Schiff Show", zwolennik standardu złota.

W latach 2006 – 2007 prognozował pan nadejście silnego kryzysu gospodarczego, będąc w opozycji do większości ekonomistów. Jak dzisiaj zmieniła się sytuacja?

Peter Schiff:

Pozostało 98% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości