Po środowej korekcie składu rządu trudno się oprzeć wrażeniu, iż klucz do zrozumienia tego posunięcia kryje się właśnie w słowie „pionek”. Ministrowie są przesuwani z miejsca na miejsce jak pionki na szachownicy. Szeregowcy są rzucani na pierwszą linię, cenniejsze figury trzymają się z tyłu. Ale i one zostaną poświęcone, gdy strategia będzie tego wymagała.
Jacek Cichocki, cenna figura, superminister kontrolujący wszystkie służby, właśnie został przesunięty na inne pole. Rzadko się zdarza, żeby minister kierujący resortem gotów był go porzucić, by zająć się organizacją pracy Kancelarii Premiera. To funkcja czysto urzędnicza. Co prawda szef Kancelarii Premiera ma dużą władzę, bo reguluje nie tylko dostęp do szefa rządu, ale zarazem kieruje pracami Komitetu Stałego Rady Ministrów. Teoretycznie jest to organ pomocniczy dla rządu. W praktyce okazuje się jednak kluczowy, bo to na nim zapadają wszystkie uzgodnienia dotyczące projektów ustaw.
Kierowanie komitetem stałym daje władzę nad ministrami. Odczuł to na przykład minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, któremu Tomasz Arabski przez kilka miesięcy blokował prace nad ustawą deregulacyjną. Mając jednak do wyboru władzę nad ministrami czy zarządzanie konkretnym resortem, to drugie wydaje się atrakcyjniejsze. A jednak minister Cichocki pozwolił się przesunąć. Na jego pole wskoczy Bartłomiej Sienkiewicz, człowiek funkcjonujący w orbicie Platformy Obywatelskiej i kolega Cichockiego. Również będzie pionkiem, bo bez zaplecza partyjnego jest w pełni zależny od premiera. Ale może stworzyć mocny tandem z Cichockim.
Jan Rostowski, minister finansów, właśnie awansował na hetmana. Jest ważniejszy od wszystkich innych ministrów. Teoretycznie i tak miał silną pozycję w rządzie. Ale jednak musiał się dogadywać z innymi szefami resortów. W poprzedniej kadencji jego sojusznikiem była minister pracy Jolanta Fedak z PSL, a przeciwnikiem Michał Boni. W tej kadencji Rostowski umocniony teką wicepremiera nie musi już szukać żadnych sojuszników. Wiadomo, że trzyma rękę na państwowej kasie i bez jego zgody nie będzie wydana ani złotówka na żadne ekstraprojekty, które wymyślą sobie ministrowie. Od wymyślania specjalnych celów jest tylko jedna osoba, Donald Tusk. I na jego projekty pieniądze zawsze da się wyczarować, tak jak znaleziono je na wydłużenie urlopów macierzyńskich i na program refundacji in vitro.
Pionki to ministrowie, którzy w mediach są nieustannie biczowani: Bartosz Arłukowicz od zdrowia, Krystyna Szumilas od edukacji, Joanna Mucha od sportu, Jarosław Gowin od sprawiedliwości, a także Marcin Korolec od środowiska i Mikołaj Budzanowski od skarbu. Właśnie to grono jest nieustannie typowane do odstrzału. Premier rzadko ich broni. Robi to tylko wówczas, gdy opozycja składa wniosek o ich odwołanie.