Na początek proszę o wybaczenie. Jako że dziś już był u nas tekst eksponujący bogate słownictwo i retorykę Tomasza Lisa, to byłoby całkiem możliwe, że dodatkowa lektura wynurzeń Stefana Niesiołowskiego stanowiłaby niebezpieczną dla zdrowia dawkę złego promieniowania. Jeśli więc po lekturze tekstu o Lisie czujecie państwo, że to na dzisiaj wystarczy, polecam wyłączenie strony lub komputera w ogóle (szczególnie, że jeśli to czytacie, to znaczy że kliknęliście, a to się podobno liczy) i włączenie jakiejś kojącej muzyki lub sięgnięcie po książkę (polecam np. "Zagninione Królestwa" Normana Daviesa). Nie obrażę się. A nawet będę miał lżejsze sumienie. Tych, którzy mimo wszystko chcą kontynuować lekturę, mogę tylko ostrzec za Dantem Alighierim: Lasciate ogne speranza, voi ch'intrate.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czym więc dzisiaj "zaskoczył" nas dziś poseł i znany naukowiec Stefan Niesiołowski? Otóż dołączył on do chóru pozostałych ekspertów, którzy krytykują innych ekspertów za ich brak ekspertyzy w dziedzinie badania wypadków lotniczych. Najbardziej jednak dostało się szefowi PAN prof. Michałowi Kleiberowi, który w naiwności swojej założył, że naukowiec jest po to, by szukać prawdy, i że naukowcy kwestionujący oficjalną wersję zdarzeń w Smoleńsku powinni poszukać w końcu, na jednym gruncie prawdy razem z oficjalnie naukowcami.
Oto co na ten temat miał do powiedzenia poseł Niesiołowski
Chodzi o dopuszczenie do debaty szalbierzy i ludzi, których trzeba leczyć psychiatrycznie, albo ludzi pełnych złej woli, którzy z politycznych powodów podpalają Polskę. Dopuszczenie ich do debaty z poważnymi ekspertami jest wielkim błędem, ponieważ dowartościowuje i stawia na jednej płaszczyźnie szalbierzy i ludzi nieuczciwych. Kleiber mimo osobistych, na pewno dobrych intencji, wykazuje tak daleko idącą naiwność, że jest szkodliwy