Mówi się często - zwykle przy okazji kolejnych rytualnych kłótni - że politycy zachowują się jak dzieci w piaskownicy. Zupełnie nie rozumiem tego porównania. Nigdy nie słyszałem, by dzieci wykazywały w piaskownicy taką agresję, by siliły się na przeraźliwie nieśmieszne złośliwości i używały parlamentarnego języka. A materiału porównawczego mam pod dostatkiem, bo piaskownicę mam tuż pod oknem i chcąc nie chcąc wiem, jak wyglądają dziecięce dialogi.
Nijak to nie pasuje na przykład do ostatniej takiej niby-piaskownicowej politycznej awantury z udziałem polityków Solidarnej Polski (politycy tej zanikającej formacji są zresztą chyba największymi koneserami tego gatunku).
Wszystko poszło o Jacka Kurskiego, który został wyrzucony z partii. Kurski w rewanżu poszedł na skargę (ok, to faktycznie przypomina zachowanie przedszkolaka) do radia.
Dopatruję się w tym zemsty za coś, co określiłbym "osobistym kompleksem SP". Projekt SP był przede wszystkim testem przywództwa Ziobry. Był to realny test twardej polityki i formatu jego przywództwa. Tego czy będzie on sukcesorem Jarosława Kaczyńskiego i czy stanie się delfinem polskiej prawicy. Dzisiaj przeżywa dramat, bo delfin okazał się leszczem, jeśli nie leszczykiem, który pozbawiony jest wizji, pomysłu, wyposażony w charyzmę trzęsącej się galarety, któremu co chwile trzeba zmieniać pieluchę
- błysnął Kurski. Po czym, najwyraźniej zadowolony z jakości swojego dowcipu, postanowił pójść za ciosem i zażartować jeszcze bardziej subtelnie.