Burza wokół zgody Sejmu na ratyfikację konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej trwa. Ostateczna decyzja w rękach Bronisława Komorowskiego.
Ubiegający się o reelekcję prezydent ma twardy orzech do zgryzienia. Walczyć o poparcie ludzi Kościoła w wyborach czy pójść za podpowiedzią partii, która daje mu rekomendacje i pieniądze na finansowanie kampanii?
Na razie się waha. W TVN24 mówił w poniedziałek, że ma „pewien plan", co z konwencją zrobić. Jaki? Najpierw zbada jej zgodność z polską konstytucją i jej wpływ na polskie prawo, a dopiero potem podejmie decyzję. Innymi słowy zastanawia się nad tym, co będzie dla niego bardziej opłacalne. Istotne przy tym jest jego stwierdzenie, że nie może być „bardziej katolicki od papieża".
Biskup świdnicki Ignacy Dec nie ma wątpliwości. W liście otwartym wezwał prezydenta, by konwencji nie podpisywał. Pisał do głowy państwa, że „partie i rządy przemijają, a słowo Boga trwa na wieki".
Ten apel nie wzbudził entuzjazmu u posła Platformy Stefana Niesiołowskiego. We wtorek stwierdził on w Radiu ZET, że „byłoby wskazane, żeby episkopat zajął się tym, co leży w jego gestii", a sprawy polityczne pozostawił parlamentowi. Wyraził również opinię, że prezydent jest człowiekiem ostrożnym, ale „na pewno konwencję podpisze".
Pozostawmy z boku prezydenta, który twierdzi, że ma swojego „biskupa i kapelana" i wie, co robić. Zastanówmy się chwilę nad posłem Platformy. Bo o ile prezydent odnosi się do apelu biskupa merytorycznie, o tyle poseł Niesiołowski ogranicza się jedynie do emocjonalnych wystąpień.
Znamienne przy tym, że poseł, który dziś prosi o to, by Kościół zajął się swoimi sprawami, przed laty nie miał żadnych wątpliwości, by iść za wskazaniami hierarchii. W pierwszej połowie lat 90. to Stefan Niesiołowski był jednym z założycieli Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego i w 1993 roku, gdy biskupi apelowali o wprowadzenie ustawy antyaborcyjnej, popierał to z całych sił. Przemianę przeżył dekadę temu, gdy znalazł się w szeregach Platformy Obywatelskiej. W mgnieniu oka z konserwatysty przemienił się w liberała i dziś twierdzi, że „polski Kościół zapisuje najczarniejszy rozdział od czasów, gdy popierał Targowicę i carycę Katarzynę".