W Internecie nadal można kupić bilety na mecze Polaków – jednak nie w oficjalnej dystrybucji, ale na internetowych aukcjach, choć zarabianie na takim handlu jest nielegalne (patrz ramka). Sprzedający nie przejmują się też ostrzeżeniami PZPN, że w razie stwierdzenia, iż zmiana osoby uprawnionej do otrzymania biletu wiązała się z zyskiem sprzedającego, związek niezwłocznie powiadomi o tym fiskusa, by naliczył stosowne podatki.
Handlarze są jednak bardziej ostrożni i dyskretni. Nie sprzedają już breloczków, szalików i innych gadżetów, dodając do nich „gratisowo” bilety. Teraz dominują oferty z opcją „Kup teraz” (po cenie nominalnej 191 zł), ale na tzw. aukcjach prywatnych. Oznacza to, że sprzedający przyjmuje zgłoszenia chętnych do aukcji. Z nimi – już poza portalem Allegro – negocjuje ostateczną cenę. Kto się zgodzi na warunki sprzedającego (np. 2000 zł za bilet), ten jest dopuszczany do kupna.
– Gdy mamy zgłoszenie, że jest łamany nasz regulamin i polskie prawo, natychmiast blokujemy aukcję – tłumaczy Patryk Tryzubiak z biura prasowego serwisu. Osobie, która wystawiła 12 biletów w cenie (do licytacji) 9200 zł, nie udało się ich sprzedać. Allegro usunęło bowiem ofertę.
– Niedługo w ogóle zatkamy tę dziurę, bo od 28 kwietnia zniknie możliwość prowadzenia prywatnych aukcji – dodaje Tryzubiak.
Przebieg internetowej dystrybucji krytykuje Michał Serzycki, generalny inspektor ochrony danych osobowych (GIODO). Nie zostawia suchej nitki na Polskim Związku Piłki Nożnej i spółce LESS z Rudy Śląskiej.