Wojewódzkie ośrodki ruchu drogowego wyznaczają dodatkowe terminy szkoleń redukujących punkty karne, wielu kierowców może nie zdążyć się ich pozbyć. W Krakowie mimo dwóch szkoleń tygodniowo pierwszy dostępny termin to 10 grudnia, kolejny 17 grudnia. W Oświęcimiu pierwszy wolny termin jest dopiero 22 grudnia. Warszawa z powodu dużego zainteresowania zamiast dwóch szkoleń w miesiącu oferuje dwa w tygodniu.
– Po raz pierwszy od wielu lat na kursy zapisują się nie tylko kierowcy recydywiści, których już znamy, bo spotykamy się dwa razy do roku, tylko ludzie którzy mają na koncie osiem czy dziewięć punktów karnych. Czyli daleko im do limitu, ale wolą nie ryzykować po zmianie przepisów – mówi Stefan Żurawski z małopolskiego WORD.
Do 3 stycznia 2016 r. trwające sześć godzin szkolenie pozwala na zredukowanie sześciu najstarszych punktów. Kosztuje od 250 do 350 zł. 4 stycznia 2016 r. wejdzie w życie nowelizacja ustawy o kierujących pojazdami, która zlikwiduje dotychczasowe kursy redukcyjne. Kierowca po zebraniu kompletu punktów karnych, czyli 24, będzie mógł zaliczyć kurs tylko raz i będzie miał na to tylko miesiąc. Kurs będzie trwał tydzień i będzie kosztował 500 zł. Po takim nowym kursie kierowcy będą trafiać pod specjalny nadzór starosty. Urzędnicy przez pięć lat będą pilnowali, czy nie przekroczyli limitu 24 pkt karnych. Jeśli kierowca go przekroczy, straci uprawnienia. A to oznacza kurs prawa jazdy i egzamin. Gdy go zda, obejmie go – identycznie jak tych z pierwszym dokumentem – okres próbny. Na czym będzie polegał? Przez pierwszych osiem miesięcy po uzyskaniu prawa jazdy początkujący kierowcy będą musieli jeździć wolniej i z zielonym listkiem na szybie. Kolejnych pięć lat też będą na cenzurowanym – jeśli w ciągu roku uzbierają 24 pkt albo popełnią jedno przestępstwo na drodze, stracą prawo jazdy.
– Wcale nie dziwię się nasilonemu zainteresowaniu kursami na starych zasadach. Po pierwsze, jak zwykle ludzie boją się nowości, po drugie konsekwencje nazbierania punktów karnych od stycznia będą rzeczywiście dotkliwe i bardziej kosztowne. Uważam jednak, że trzeba robić wszystko, by nauczyć kierowców jeździć zgodnie z przepisami. Nauczyli się Niemcy, Szwedzi, Francuzi, nauczymy się i my. Warunkiem jednak jest, by kierowcy byli pewni, że fotoradary i kontrole drogowe są rzeczywiście dla ich bezpieczeństwa i dobra, a nie dla dobra budżetu państwa – mówi Michał Waligóra, instruktor ekstremalnej jazdy. Dodaje też, że dzisiejsze kursy nie zdały egzaminu. Rzadko kiedy pojawiali się na nich kierowcy, którym przydarzyło się jechać za szybko.
– Mamy coraz więcej dróg coraz lepszej jakości. To dla wielu kierowców oznacza bezpieczną podróż ale dla innych to pokusa, by poszarżować. Piraci drogowi muszą się jednak liczyć z tym, że dzięki stacjonarnym fotoradrom, rejestratorom przejazdu na czerwonym świetle czy uruchamianym właśnie odcinkowym pomiarom prędkości podczas jednej podróży mogą uzbierać limit punktów karnych – dodaje Mateusz Krasny, prowadzący szkolenie redukcyjne.