– Niż demograficzny uderzy głównie w uczelnie niepubliczne – mówi Antoni Jeżowski z Instytutu Badań w Oświacie. Wskazuje, że już widać ruch w sektorze prywatnego szkolnictwa wyższego. Rząd nie pomaga najlepszym w przetrwaniu trudności, a wręcz ich dyskryminuje.
Siedem straconych lat
Zgodnie z art. 94 ustawy z 27 lipca 2005 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym (psw) uczelnia niepubliczna może dostać dotację na pokrycie części opłat wnoszonych przez studentów studiów stacjonarnych. Za takie studia w uczelniach publicznych płaci podatnik. Minister nauki jednak nie wydał i nie zamierza wydać rozporządzenia określającego warunki i tryb ubiegania się o wsparcie. Wiele szkół, licząc na rządową pomoc, zainwestowało w swój rozwój, a dziś musi szukać sposobu na przetrwanie.
W wyniku kłopotów finansowych nowych właścicieli mają m.in. Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi i Wyższa Szkoła Biznesu w Nowym Sączu. Prof. Jerzy Woźnicki, prezes Fundacji Rektorów Polskich, wskazuje, że skoro niepubliczny zakład opieki zdrowotnej może leczyć na podstawie kontraktu z NFZ, to uczelnia niepubliczna, która spełni określone wysokie wymagania jakościowe, powinna mieć prawo do uzyskiwania dofinansowania ze środków publicznych, jak to wynika z ustawy. Rozumie on jednak, że trudna sytuacja budżetu nie ułatwia tego zadania.
Krzysztof Rybiński, rektor Uczelni Vistula, zauważa, że budżetowe wsparcie dostają niepubliczne przedszkola, podstawówki czy gimnazja, a uczelnie nie. Rektorzy podkreślają, że skoro rząd nie chce im pomóc, to nie powinien szkodzić.
Obowiązujący od 1 stycznia art. 99a psw uniemożliwia uczelniom pobieranie opłat, np. za egzaminy poprawkowe i dyplomowe. Według resortu nauki przepis ten dotyczy wszystkich studentów. Dla szkół prywatnych oznacza to duże straty. Większość bowiem miała tak skonstruowane umowy, że te opłaty nie były wliczone w czesne.