Wprawdzie historia Biomedu Lublin sięga aż 1944 r., ale w kształcie zbliżonym do obecnego firma funkcjonuje dopiero od 2001 r., kiedy została sprywatyzowana poprzez oddanie jej w ręce pracowników. W 2008 r. Biomed przejął obecny prezes Waldemar Sierocki razem z bratem i trzema kolegami.
Nowi właściciele wywodzą się z tej samej branży – hurtu lekami, i należą do Organizacji Polskich Dystrybutorów Farmaceutycznych, czwartego hurtownika w Polsce. Do inwestycji w Biomed zachęciły ich nie tylko perspektywy rynku leków osoczopochodnych, ale też podstawowa działalność Biomedu, który jednak wymagał doinwestowania.
Szansa na wzrost
Do tej pory Biomed specjalizował się w produkcji probiotyków i szczepionek, a niewielki udział w obrotach miały produkty osoczopochodne. Ale to właśnie w nich firma widzi dziś fundament swojego rozwoju. Biomed jest jedyną w Polsce firmą mogącą frakcjonować osocze, czyli wytwarzać leki bazujące na tym płynnym składniku krwi, niezawierającym płytek ani krwinek. Przełomowym momentem dla spółki było uzyskanie latem 2014 r. rejestracji na produkcję immunoglobuliny, stosowanej w leczeniu chorób układu odpornościowego, co umożliwiło jej rozpoczęcie produkcji tego leku. W 2012 r. Biomed otrzymał rejestrację stosowanych w chorobach krwi albuminy i czynnika krzepliwości VIII. Na razie frakcjonowanie dla Biomedu prowadzi we Francji spółka LFB Biomedicaments.
– Pierwsze przychody z frakcjonowania powinny być widoczne w wynikach w I albo II kwartale tego roku – mówi Waldemar Sierocki. Mocniejsze wejście w tę branżę ma skokowo zwiększyć skalę spółki. Według analityków DM mBanku w tym roku firma może zwiększyć przychody do ok. 114 mln zł z 34 mln zł w 2014 r., a w przyszłym nawet do 147 mln zł. Zarobek w 2016 r. może sięgnąć 13 mln zł.
Spore wydatki
Jednak wcześniej Biomed czekają duże inwestycje. Chodzi o przystosowanie i wyposażenie mieleckiego zakładu frakcjonowania osocza, w którym Biomed w 2016 r. chce rozpocząć własną produkcję, co ma się przełożyć na wyższą rentowność. O placówce było głośno kilkanaście lat temu, kiedy wybuchła tzw. afera LFO (Laboratorium Frakcjonowania Osocza). W 1997 r. ówcześni właściciele LFO zaciągnęli na budowę fabryki 32 mln dol. kredytu. Z przyznanej puli firma wykorzystała 21 mln zł, ale zamiast fabryki wybudowano tylko dwie hale, których nie wyposażono. Produkcja nigdy nie ruszyła, a spółka nie spłaciła kredytu i zbankrutowała. Skarb Państwa, który był gwarantem pożyczki, musiał oddać bankom pieniądze.