Tak należy rozumieć środowe orzeczenie TK, który uchylił kilka kluczowych przepisów uchwalonej niedawno przez PiS nowelizacji ustawy o tej instytucji. To utrudnia Prawu i Sprawiedliwości zwiększenia wpływu na Trybunał.
TK orzekł, że obecny Sejm nie mógł obsadzić trzech miejsc w Trybunale, skoro zostały prawidłowo obsadzone przez Sejm poprzedniej kadencji. Innego zdania jest prezydent Andrzej Duda, który również w środę przyjął ślubowanie od piątej sędzi zgłoszonej przez PiS. Przy okazji oświadczył, że nie zamierza przyjąć ślubowania trzech sędziów wybranych przez Platformę Obywatelską. Dlaczego? Zdaniem prezydenta to Sejm tej kadencji „posiada jednoznaczną legitymację społeczną". Sędziowie wybrani przez PO, jak z tego wynika, zostali przegłosowani przez Sejm, który takiej legitymacji nie posiadał.
I choć prezydent zapewnił, że jego decyzja o zaprzysiężeniu piątej wybranej przez PiS sędzi kończy spór – mówił też o tym Stanisław Piotrowicz, którego partia rządząca uczyniła twarzą konstytucyjnej ofensywy – nic nie wskazuje na to, byśmy byli takiego stanu rzeczy bliscy. Prezes TK nie dopuszcza bowiem trzech „pisowskich" sędziów do orzekania, a prezydent nie zamierza przyjąć ślubowania „platformerskich".
Wydaje się, że już żadne prawnicze sztuczki ani interpretacje nie rozstrzygną tego, kto jest legalnym sędzią. Spór doszedł do takiego poziomu, że jego rozwiązanie jest możliwe tylko w wymiarze politycznym.
Metodą faktów dokonanych posługują się PiS i prezydent Duda. Ich działania prowadzą jednak prostą drogą do paraliżu prac Trybunału albo do całkowitego obniżenia rangi tego konstytucyjnego ciała. Chociaż całą awanturę zapoczątkowała Platforma, to nowa większość i nowa głowa państwa będą ponosić konsekwencje swych decyzji. Ponosić będzie je również nasze państwo, bo już widać, że opinia międzynarodowa sprawą się mocno interesuje.