Rzecznik prasowy ostatniego premiera NRD Lothara de Maiziere, biegle władający łaciną i klasyczną greką filozof, odczuwał tak paraliżujący lęk przed lataniem samolotami, że patrząc na zdjęcie boeinga, już dygotał. Szef rządu w podróże zagraniczne, oprócz skrzypiec, zabierał więc jego zastępcę, Angelę Merkel. Wtedy, po upadku muru berlińskiego w 1989 r., decydowały się losy zjednoczenia dwóch państw niemieckich, RFN kanclerza Helmuta Kohla i komunistycznej NRD. De Maiziere negocjował w Waszyngtonie, Londynie, Paryżu i Moskwie. – Kiedy lecieliśmy do Gorbaczowa, Angela na lotnisko przyszła w rzymskich sandałkach, wyciągniętym do kolan swetrze i plisowanej spódnicy za kolana. Nawet ja, teolog ze wzrokiem skierowanym ku transcendencji, wiłem się w bólach estetycznych – opowiadał mi kilka lat temu. – Ledwo wylądowaliśmy w Moskwie, wysłałem ją do sklepu po sensowne buty i sukienkę.