8 czerwca zaś umorzeniu ulega sprawa przeciw niemu.
Po zapoznaniu się z tymi dokumentami Kalisz stawia nawet hipotezę, że prokuratorzy kierowani do badania sprawy Blidy mogli być specjalnie dobierani według klucza, który w razie niesubordynacji pozwalał na wyciąganie przeciw nim „haków” i poprzez dyscyplinarny szantaż – przywołanie ich do porządku.
– Będziemy to musieli dokładnie wyjaśnić – dodaje Kalisz.
Na razie sejmowi śledczy zapytali o to jedynie Melkę. Według naszych informacji podczas utajnionego posiedzenia nie potwierdził, by był w stosunku do niego wyciągany argument postępowania dyscyplinarnego. Szeroko opowiadał jednak o innych sytuacjach, które można uznać za nacisk.
Prokuratorzy, mając świadomość odpowiedzialności karnej, zeznają, że nikt na nich żadnych nacisków nie wywierał. Twierdzą, że zarzuty korupcyjne postawili pani Blidzie samodzielnie i zrobiliby to ponownie, bo takie były dowody. Wobec czterech prokuratorów, którzy podjęli decyzję o postawieniu zarzutów Blidzie i jej zatrzymaniu nie było żadnego postępowania dyscyplinarnego. Poza tym pan Krawczyk i pan Melka byli przecież wskazywani przez polityków SLD i PO jako odsunięci od śledztwa z uwagi na swoją niezależność. Dziś ci sami politycy twierdzą, że uczestniczyli w śledztwie, bo ulegali naciskom. Przecież to się nie trzyma kupy i wzajemnie wyklucza. W rzeczywistości ani Melka, ani Krawczyk nie uczestniczyli w decyzjach o stawianiu zarzutów czy zatrzymaniu Blidy. Insynuacje są wyrazem paniki posłów, którzy zdają sobie sprawę, że oskarżenia pod adresem premiera Kaczyńskiego i moim były kłamliwe, co wychodzi na jaw przy okazji kolejnych przesłuchań. Sprawa ta jest zresztą przyczynkiem do dyskusji o rzetelności mediów. Przy każdej okazji informowały o rzekomych naciskach, które miałem wywierać. Jednak kiedy prokuratorzy wielokrotnie zeznają, że nic takiego nie miało miejsca, te same media nawet o tym się nie zająkną.