Tak pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski były prezydent Lech Wałęsa.

Jego zdaniem, "wspaniałomyślnością – ba zwykłą kulturą i dyplomacją – nie wykazał się w rewanżu prezydent Kaczyński. Siedziałem już na trybunach przed meczem w towarzystwie wicekanclerza Austrii, który mnie zaprosił. Wchodzi prezydent RP. Wita się ze wszystkimi oprócz mnie. Nie stać było go na to, aby podać po ludzku na oczach świata rękę. I tak spędziliśmy mecz na dwóch przeciwległych biegunach rozdzieleni gospodarzami – prezydentem, wicekanclerzem. Smutny obrazek. - Dlaczego ci Polacy się ciągle kłócą – pomyśleli pewnie Austriacy".

"Czuję się więc zwolniony z grzeczności i przyjętego założenia w naszej młodej demokracji, że prezydent urzędujący nie ocenia poprzedników" - pisze Wałęsa. "Przez tyle lat Lech Kaczyński udowodnił, że nie jest w stanie uniezależnić się mentalnie i decyzyjnie od brata Jarosława. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że każdą decyzję podejmuje po konsultacji z bratem-prezesem. Nikomu nie zabraniam mieć brata-bliźniaka, ale przeciwko sprawowaniu urzędu we dwóch ze wskazaniem na tego cichego „prezydenta” – protestuję" - dodaje. Zarzuca obecnemu prezydentowi "mentalną i rzeczywistą – chociaż nieformalną - przynależność do jednej partii: partii brata, któremu się melduje wykonanie zadania".