Reklama

Lewicowe oczko w głowie prezesa

Joanna Kluzik-Rostkowska na Jarosława Kaczyńskiego postawiła już w 1989 r. Teraz ma mu pomóc wygrać wybory

Publikacja: 28.04.2010 20:00

Lewicowe oczko w głowie prezesa

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

– Bycie ministrem w porównaniu z pracą tu to pryszcz – wzdycha Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. Do jej biura wchodzi Jacek Kurski, dzwoni Adam Bielan, przed gabinetem czekają m.in. Beata Kempa i partyjny spec od finansów. – Nie interesuje mnie, kto kogo lubi, a kto z kim rywalizuje. Wszystkie ręce na pokład – mówi.

[srodtytul]Wybrała Jarosława[/srodtytul]

Z braćmi Kaczyńskimi Kluzik-Rostkowska zetknęła się już w czasach opozycji. Pisała wtedy w „Tygodniku Mazowsze”. Jarosława poznała bliżej w 1989 r. w „Tygodniku Solidarność”. – Joanna była młodą dziennikarką – wspomina Jarosław Szczepański, były dziennikarz „TS”. Redaktorem naczelnym był Tadeusz Mazowiecki. Gdy został premierem, rekomendował na swojego następcę Jana Dworaka. Nie zgodził się jednak na to Lech Wałęsa. Z jego rekomendacji naczelnym został właśnie Jarosław Kaczyński.

– Wiele osób opuściło wtedy redakcję na znak protestu – wspomina Szczepański. – W gazecie, która była motorem przemian, nagle się robi to, co w innych – partyjnych. Mianuje się redaktora naczelnego z czysto politycznego nadania.

[wyimek]Gdy była dziennikarką, pisała m.in. o wojnie w Bośni, Czeczenii i Libanie[/wyimek]

Reklama
Reklama

Kluzik-Rostkowska została. – Uznałam argumenty Lecha Wałęsy. Skoro to „Solidarność” była właścicielem pisma, miała prawo decydować o obsadzie naczelnego – mówi dziś. – Poza tym do pęknięcia między „S” i „Tygodnikiem” a Mazowieckim i tak musiało dojść, skoro został premierem – tłumaczy. Podkreśla jednak, że bardzo dobrze wspomina Mazowieckiego, m.in. za szacunek dla młodego pióra. –Wtedy jednak pierwszy raz wybrałam Jarosława. Od początku miałam do niego pewną słabość jako do człowieka. Poznaliśmy się wtedy bliżej. Ta decyzja, o pozostaniu w „Tysolu”, zdeterminowała wiele rzeczy na długi czas – dodaje.

Kaczyńskiego wspomina jako dobrego szefa m.in. dlatego, że za bardzo nie wtrącał się do pisania.

Jeszcze w „TS” po raz pierwszy wyjechała na wojnę – do Libanu w 1990 r. Potem jeździła kilkakrotnie do Czeczenii, do Bośni – jako dziennikarka „Expressu Wieczornego” i „Wprost”. – Zawsze ciekawił mnie człowiek w sytuacjach ekstremalnych, interesowałam się II wojną światową. W podstawówce wszyscy czytali „Anię z Zielonego Wzgórza”, a ja opracowania o powstaniu warszawskim. Uważałam, że takim prawdziwym dziennikarzem jest właśnie ktoś, kto zobaczył wojnę z bliska – zdradza.

W Bośni ludzie przynieśli jej ciała spalonych dzieci, by je sfotografowała i pokazała światu jako dowód okrucieństwa. Innym razem bośniacki żołnierz chciał zabrać jej stary aparat fotograficzny. Zamiast oddać – kłóciła się. Uratowało ją to, że otworzyła aparat, by naświetlić kliszę. – Wtedy żołnierz odszedł. A ja zdałam sobie sprawę, że zachowałam się zupełnie irracjonalnie – opowiada.

[srodtytul]Z poczuciem humoru[/srodtytul]

W tej wyprawie towarzyszył jej kolega dziennikarz – obecnie jej mąż. Gdy założyła rodzinę, już nie jeździła na wojny, ale nie rezygnowała z zawodowej aktywności. – Cudownie łączyła przeciwieństwa. Potrafiła być równocześnie bardzo zaangażowaną dziennikarką i matką małych dzieci. Do problemów podchodziła z poczuciem humoru – mówi dziennikarz Igor Zalewski, który zna ją z tygodnika „Nowe Państwo”. – Świetnie odnajdywała się wśród zgrai facetów, która tam wówczas pracowała – twierdzi.

Reklama
Reklama

W redakcji „Nowego Państwa” Kluzik-Rostkowska znów spotkała Jarosława Kaczyńskiego. Jego gabinet był tuż za ścianą jej pokoju (była szefem działu gospodarczego).

Z „Nowego Państwa” odeszła, by zostać wicenaczelną „Przyjaciółki”. Gdy urodziła trzecie dziecko, uznała, że czas skończyć z dziennikarstwem. – Już bym się w tym zawodzie powtarzała – mówi. I wybrała politykę: – Czas SLD się kończył, było zapotrzebowanie na partie postsolidarnościowe.

[srodtytul]Za dobrze znała Tuska[/srodtytul]

Zwróciła się do PiS, a nie do PO, bo – jak tłumaczy – za dobrze znała Donalda Tuska (pod koniec lat 80. poznała gdańskich liberałów): – Nie chciałam go stawiać w niezręcznej sytuacji – że się zgłasza jego koleżanka, z którą musi coś zrobić. Uważałam, że Jarosławowi Kaczyńskiemu łatwiej będzie odmówić, jeśli uzna pomysł mojego wejścia do polityki za bezsensowny.

W 2004 r. zaczęła pracować w biurze prasowym prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego. Rok później została jego pełnomocniczką ds. kobiet i rodziny. – Miała sporo sukcesów – podkreśla Elżbieta Jakubiak, posłanka PiS. – Uruchomiła m.in. portal Warszawianka.waw.pl, który był połączeniem serwisu miejskiego z poradnikową stroną dla kobiet, i zorganizowała akcję „Superprzedszkole”, w ramach której rodzice zgłaszali propozycje zmian w pracy przedszkoli.

W 2005 r. kandydowała do Sejmu z listy PiS, ale się nie dostała. – Byliśmy zaskoczeni, że osoba o tak liberalnych poglądach zmieściła się na listach PiS – mówi Mirosław Orzechowski, wiceminister edukacji w rządzie PiS – LPR – Samoobrona. – Była lewym skrzydłem, by PiS mógł trafić do jak najszerszego elektoratu.

Reklama
Reklama

Po objęciu władzy w 2005 r. PiS zlikwidował samodzielny Urząd Pełnomocnika Rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. Część zadań przejęła Kluzik-Rostkowska, która została wiceministrem pracy. Jeszcze przed objęciem stanowiska wywołała zamieszanie, mówiąc, że popiera metodę zapłodnienia in vitro. Protestowało m.in. środowisko Radia Maryja. Jak zareagował prezes PiS? – Jak zwykle w takich sytuacjach powiedział coś w rodzaju „no co tam znowu wymyśliłaś”. Ale bez złości – mówi.

Aby złagodzić wydźwięk jej nominacji, doradcą premiera Kazimierza Marcinkiewicza ds. kobiet i rodziny mianowano Hannę Wujkowską z LPR. Ale to Kluzik-Rostkowska miała realną władzę w tych sprawach. A w konfliktach z Romanem Giertychem Kaczyński stawał po jej stronie. – Zawsze była oczkiem w głowie prezesa – mówi osoba z otoczenia szefa PiS.

[srodtytul]Ulubienica feministek[/srodtytul]

– Miała dużo swobody, którą wykorzystywała do walki o prawa kobiet. Ale zajęła się walką także z innymi dyskryminacjami, np. osób niepełnosprawnych – chwali Krzysztof Michałkiewicz, minister pracy w rządzie Marcinkiewicza. Walczyła o wydłużenie urlopów macierzyńskich i ulgi podatkowe dla rodzin z dziećmi.

W czasie pełnienia funkcji ministerialnej była śledzona przez dziennikarzy jednego z tabloidów. Zrobiono jej zdjęcia, jak odwoziła dzieci do szkoły służbowym samochodem. –Jeździłam do pracy sama służbowym samochodem, żeby nie zatrudniać dwóch kierowców, których przyznano mi na początku urzędowania, tylko jednego. Po drodze odwoziłam dzieci do szkoły. Musiałam zboczyć dwa kilometry. Wlewałam zresztą w związku z tym dodatkową benzynę do baku, na co dowody przesłałam wtedy do redakcji – tłumaczy. Jednak poza tą sytuacją media były zazwyczaj wobec niej łaskawe. – Miała zawsze świetny kontakt z dziennikarzami. Ona po prostu lubi media, nie boi się ich tak jak wielu polityków – mówi Elżbieta Jakubiak.

Reklama
Reklama

Chwalą ją też feministki. – Zawsze miałam o niej jak najlepsze zdanie. Mimo że zajęła się problematyką dyskryminacji bardziej od strony rodzinnej, to zawsze była bardzo otwarta na wszystkie problemy kobiet – ocenia prof. Magdalena Środa. I nawet nazywa Kluzik-Rostkowską feministką. Ona sama za nią się nie uważa. – Feminizm przeciwstawia kobietę mężczyźnie i rodzinie. Ja się z tym nie zgadzam – tłumaczyła.

By zobrazować swoją pozycję w partii, opowiada o pierwszym zebraniu opozycyjnego Klubu PiS w 2007 r. Prezes mówił o spektrum poglądów, jakie się mieszczą w partii. Jako przykład prawej strony wspomniał monarchistę Artura Górskiego. – A gdy mówił o lewej, jeszcze nim wymienił moje nazwisko, czułam na sobie spojrzenia wszystkich – opowiada, zastrzegając, że jej poglądy można uznać za lewicowe tylko z konserwatywnego punktu widzenia.

Jeden z polityków prawego skrzydła PiS: – Kluzik-Rostkowska ze swoimi lewicowymi poglądami na sprawy obyczajowe czasami nie do końca pasuje do PiS. Ale zrobienie jej szefową sztabu ma sens. Media lewicowo-liberalne będą miały problem z jej atakowaniem.

– Bycie ministrem w porównaniu z pracą tu to pryszcz – wzdycha Joanna Kluzik-Rostkowska, szefowa sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego. Do jej biura wchodzi Jacek Kurski, dzwoni Adam Bielan, przed gabinetem czekają m.in. Beata Kempa i partyjny spec od finansów. – Nie interesuje mnie, kto kogo lubi, a kto z kim rywalizuje. Wszystkie ręce na pokład – mówi.

[srodtytul]Wybrała Jarosława[/srodtytul]

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Sondaż: Czy sprawa KPO zaszkodzi rządowi Donalda Tuska? Polacy nie mają wątpliwości
Polityka
Adam Szłapka: Karol Nawrocki popełnił koszmarny błąd. Już drugi w tym tygodniu
Polityka
Nowy sondaż: Rośnie poparcie dla KO, partia Grzegorza Brauna traci najwięcej
Polityka
Mateusz Sabat: Politycy prawicy i ich tematy absolutnie dominują w internecie
Reklama
Reklama