Decyzję o tym, by akredytowani na wizytę w Londynie dziennikarze wracali do Polski nie CASĄ, którą przylecieli na Wyspy, ale rządowym embraerem 175, podjął ktoś z KMRM - pisze "Dziennik Gazeta Prawna".
Ponieważ okazało się, że połączenie pasażerów dwóch rejsów w jednym samolocie przeciąża go, pilot maszyny zażądał, aby "nadwyżkowi" pasażerowie opuścili pokład.
Nie było jednak nikogo, kto by wskazał, które konkretnie osoby mają wysiąść i kilka godzin czekać na lotnisku w Luton na przylot CASY.
Jak pisze dziennikarz "DGP", podczas tłumaczenia ministrowi Waszczykowskiemu przyczyn zamieszania, z ust szefa resortu spraw zagranicznych padło stwierdzenie: - To tupolewizm.
Negocjacje trwały kilkadziesiąt minut. W końcu grupa ochotników opuściła samolot i rządowa ekipa z premier Szydło, m.in. ministrami Mateuszem Morawieckim, Antonim Macierewiczem, Witoldem Waszczykowskim, wróciła do kraju.