W ubiegłym tygodniu Roskomnadzor, rosyjski urząd nadzorujący media elektroniczne, poinformował, że od 1 stycznia 2018 roku Facebook może zostać zablokowany na terenie Rosji. By uniknąć blokady, najpopularniejsza na świecie sieć społecznościowa będzie musiała przechowywać dane rosyjskich użytkowników na rosyjskich serwerach, całkowicie kontrolowanych przez Kreml.
Dotyczy to również Twittera, ale władze w Moskwie twierdzą, że serwis zobowiązał się „dostosować się do rosyjskiego prawa". Wcześniej Rosja zablokowała LinkedIn, popularny międzynarodowy portal pośredniczący w kontaktach zawodowo-biznesowych.
– Tu chodzi o bezpieczeństwo informacyjne Rosji. Ustawa „o danych personalnych" wyraźnie określa zasady funkcjonowania zagranicznych sieci społecznościowych na terenie naszego kraju. Prawie wszyscy się podporządkowali, tylko Facebook zwleka – mówi „Rzeczpospolitej" płk Igor Korotczenko, redaktor naczelny czasopisma „Nacjonalna Oborona". – Jest prawo i trzeba go przestrzegać.
Tych, którzy się nie podporządkowali, Moskwa próbuje podporządkować siłą. W 2014 roku z Rosji uciekł Paweł Durow, twórca rosyjskiej sieci społecznościowej Vkontakte. Odsprzedał swoje udziały prokremlowskiej korporacji, a po wyjeździe z Rosji został obywatelem wysp Saint Kitts i Nevis, leżących na morzu Karaibskim. Będąc już za granicą, oświadczył, że przyczyną konfliktu były naciski ze strony Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji (FSB). Rosyjska służba chciała mieć dostęp do danych osobowych ukraińskich użytkowników sieci podczas rewolucji na Majdanie. Durow odmówił i musiał uciekać.
Niebawem po wyjeździe założył znany komunikator Telegram, ale i jego chce kontrolować Kreml. Niedawno Durow poinformował, że do londyńskiego biura firmy FSB przesłała list, w którym zażądała przekazania danych umożliwiających rozkodowanie korespondencji użytkowników. Domaga się tego również Iran, gdzie przeciwko firmie Durowa wszczęto postępowanie karne. W Teheranie twierdzą, że z komunikatora korzystają terroryści z tak zwanego Państwa Islamskiego.