Patryk Jaki nie wszedł do drugiej tury. Nie pomogło zrezygnowanie z partyjnej legitymacji, brak logo PiS na plakacie wyborczym, grad obietnic, czy nawet nagła miłość do Legii Warszawy.
Kacper Płażyński nie pokonał Pawła Adamowicza, którego PiS jedną nogą widzi już w więzieniu.
Małgorzata Wassermann nie pokonała Jacka Majchrowskiego, mimo że Kraków miastem lewicowym i liberalnym nie jest, a wręcz sprzyja prawicy.
Waldemar Buda przepadł z kretesem przegrywając z Hanną Zdanowską i zdobywając ledwie 23,65 proc. głosów w stosunku do 70,22 proc. głosów prezydent Łodzi.
Można wymieniać kolejne miasta i kandydatów. Nowy zaciąg młodej elity PiS łączy jedno. Nie zdobyli nawet 40 proc. głosów. Jarosław Kaczyński liczył, że wybory samorządowe pozwolą mu przewietrzyć pierwszy szereg PiS i postawić na młodość, świeżość i nowy impuls w partii. A nowy impuls w postaci pozytywnych twarzy, nie kojarzących się z zapiekłą antyunijnością prawicy a raczej z politycznym centrum, jest PiS niezbędny przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Jaki, Wassermann, Płażyński, nawet przegrani, ale z przyzwoitymi wynikami powyżej 40 proc. mogli być lokomotywami wyborczymi w swoich miastach do PE. A wybory europejskie będzie PiS, przez przyklejoną sobie na własne życzenie łatkę antyeuropejskości, najtrudniej wygrać. Plan prezesa legł w gruzach. Nie udało się odmłodzić PiS. Nie udało się wprowadzić z sukcesem do pierwszego szeregu młodych czempionów. A do najtrudniejszych dla PiS wyborów europejskich zostało mało czasu. Zegar tyka, panie prezesie.