35-letnia Agnieszka Liszka do Kancelarii Premiera trafiła z wielkich korporacji. – Na początku nie mogła zrozumieć, dlaczego sekretarka premiera nie dzwoni do niej, żeby zapowiedzieć spotkanie. Bardzo ją to stresowało – wspomina osoba z otoczenia Tuska.
Dopiero polityk PO miał jej powiedzieć: „Wchodzisz, siadasz i rozmawiasz”. – Była w szoku, że trzeba się przepychać łokciami – dodaje nasz rozmówca. Gdy w zeszłym roku doktor socjologii została rzecznikiem rządu, dla wszystkich było to zaskoczenie. Dla niej też. Na podjęcie decyzji miała kilka godzin. Tuskowi polecił ją m.in. Sławomir Nowak. Szła w nieznane, zamieniając kierowniczą pozycję w międzynarodowej korporacji na państwową posadę ze znacznie niższą pensją.
Decydująca okazała się rozmowa z Andrzejem Olechowskim, z którym współpracowała w kampanii prezydenckiej w 2000 r. On dyplomatycznie zaprzecza.
– Dobrze oceniam Liszkę, z tym że nie jest ona politykiem, tylko fachowcem od komunikacji – wspomina Olechowski.
Liszka od początku postanowiła stać na uboczu. – Nie będę zastępować premiera. Chcę organizować kontakty z mediami, a nie być twarzą rządu – mówiła „Rz” po objęciu stanowiska rzecznika.