– Konflikt jest coraz bardziej męczący, trzeba go szybko zakończyć – mówił „Rz" przed posiedzeniem Klubu PiS poseł Jacek Sasin, były minister w Kancelarii Prezydenta.
Spór w PiS wybuchł po przegranych wyborach. Liderem niezadowolonych z kampanii stał się europoseł Zbigniew Ziobro. W wywiadzie dla „Uważam Rze" domagał się powrotu do koncepcji budowy partii skupiającej różne nurty prawicy i sugerował możliwość powstania nowego, konserwatywno-narodowego ugrupowania.
Jak ustaliła „Rz", jeszcze rano „ziobryści" docierali do nowych posłów i przekonywali, że decyzje, jakie zapadną na posiedzeniu, mogą być nielegalne. Dlaczego? Bo klub parlamentarny tworzą według regulaminu PiS parlamentarzyści bieżącej kadencji. A ci, których zaproszono wczoraj, to dopiero posłowie elekci. Zwaśnione frakcje liczyły też szable przed spodziewaną dyskusją o sytuacji w PiS. Ale wczoraj do niej nie doszło.
– Jarosław Kaczyński przystąpił do ofensywy od pierwszej minuty. Powiedział, że Marek Kuchciński wyliczył, iż w budżecie jest ukryte 20 mld zł deficytu, premier Donald Tusk może się spodziewać, że tego nie przepchnie, więc realne jest rozwiązanie Sejmu i wcześniejsze wybory. A tymczasem w PiS niektórzy stworzyli „sytuacje rozłamowe" – opowiada poseł PiS. – Po takiej zapowiedzi było oczywiste, że nikt się nie wychyli.
Do konfrontacji Kaczyńskiego i zwolenników Ziobry doszło przy wyborze komisji skrutacyjnej. Prezes zgłosił do niej: Marka Suskiego, Jadwigę Wiśniewską i Annę Paluch. „Ziobryści" zaproponowali dodatkowo: Andrzeja Derę i Zbigniewa Dolatę. Kaczyński na to się nie zgodził i zażądał głosowania. Jawnego.