Kurski wystąpił do sądu po tym, jak od dziennikarzy tygodnika "Nie" otrzymał mailem pytania do wywiadu, które ingerowały w jego życie prywatne. - W ordynarny sposób ingerowały w moją prywatność i naruszały sprawy osobiste - mówi.
Kurski dodaje: - A przecież całą młodość spędziłem na walce z reżimem komunistycznym. Dla mnie Urban to jest Goebbels stanu wojennego! Tygodnik "Nie" to jest dla mnie pseudomedium odwołujące się do najniższych instynktów, bazujące na poetyce kloaki i rynsztoka! I w związku z tym to jest ostatnie pismo, któremu miałbym się zwierzać ze spraw osobistych".
"Wprost" przypomina, że to od Jacka Kurskiego podczas kampanii w 2005 roku wyszła informacja o tym, że dziadek Donalda Tuska służył w Wermachcie, więc on również jako dziennikarz grzebał w życiu prywatnym swoich rywali. Kiedy "Wprost" wypomniał to posłowi, ten rzucił: – Dziadek z Wermachtu nie jest życiem prywatnym. Proszę napisać o moim dziadku - 16. Pułk Artylerii Lekkiej XVIII Dywizji Piechoty Wojska Polskiego. Praca, służba wojskowa to nie jest życie prywatne – stwierdził oburzony.
Dziennikarzom "Wprost" udało się porozmawiać z posłem przez telefon. Jest na nartach, ale nie wiadomo, gdzie i z kim. Dziennikarze o to nie spytali, by nie naruszyć nałożonego przez sąd zakazu.