Koalicja trzech central – NSZZ „Solidarność", OPZZ i Forum Związków Zawodowych – zaczyna trzeszczeć. Chociaż przygotowania do wrześniowej manifestacji dalej idą pełną parą, to związkowcy zdają sobie sprawę z tego, że chociaż deklarowali, iż będą walczyć z rządem „aż do zwycięstwa", walka raczej nie potrwa dłużej niż zapowiadane cztery dni.
Powód? Między członkami poszczególnych związków coraz więcej jest nieporozumień, animozji, a w dodatku brakuje im wspólnej wizji dalszej walki z rządem.
Każdy liczy, że to on wygra
– Lubimy mówić, że jedyne, co Donaldowi Tuskowi się udało, to zjednoczenie trzech różnych central związkowych. Ale to nieprawda, im bliżej manifestacji, tym więcej między nami rozbieżności – mówi nam nieoficjalnie związkowiec z „S".
– Wiadomo, że wspólna manifestacja generuje ogromne koszty. OPZZ natomiast stara się na wszystkim oszczędzać. Finał jest taki, że my mamy przywieźć do Warszawy parę tysięcy osób, a oni jedynie mała grupkę – twierdzi nasz rozmówca.
Związkowcom z OPZZ nie podoba się to, że „Solidarność" jest „zbyt bojowo nastawiona". – My wolimy brać wszystko na spokojnie, oni od razu chcą iść na wojnę – mówi działacz tej centrali związkowej.