To była jedna z najbardziej emocjonujących debat w tej kadencji Sejmu. 24 października 2012 r. posłowie spierali się na temat projektu Solidarnej Polski zaostrzającego prawo antyaborcyjne. Napięcie sięgnęło zenitu, gdy na trybunie pojawił się Marek Balt z SLD.
Drwił m.in. z biskupów „rozbijających samochody po pijanemu" i zagroził, że zaostrzenie przepisów skaże tysiące rodzin „na dożywocie w biedzie". Gdy powiedział, że „Sojusz Lewicy Demokratycznej na to się nie zgadza", obecna na sali prof. Krystyna Pawłowicz z PiS miała rzucić w jego kierunku „sp...laj". Tak przynajmniej wynika z sejmowego stenogramu. Za tę wypowiedź sejmowa Komisja Etyki ukarała posłankę zwróceniem uwagi, jednak, jak ustaliła „Rz", na tym sprawa się nie skończyła. Wulgaryzmem zajęły się prokuratura i sąd. Powód? Prof. Pawłowicz przekonuje, że go wcale nie wypowiedziała. – Mam żywą mimikę twarzy, a pan Balt, obserwując ją, ubzdurał sobie, że użyłam tego słowa. Pod jego sugestią pani stenotypistka wpisała wulgaryzm do stenogramu – wyjaśnia „Rz" prof. Pawłowicz. Odsyła też do dostępnego w internecie zapisu telewizyjnego, w którym słowa „sp...laj" rzeczywiście nie słychać.
Przeczytaj całość we wtorkowym wydaniu "Rzeczpospolitej"