Nie jest jasne, czy ta rozmowa trwała trzy czy siedem minut. Jak wiadomo, doszło do niej przy wchodzeniu do sali obrad. Nawet w wariancie dłuższym trudno to określić jako rozmowę. Jak wiadomo, Biały Dom nie odnotował takiego faktu. Wymiana kilku zdań po ośmiu miesiącach urzędowania Dudy miedzy najbliższymi sojusznikami i przed ważnym szczytem NATO w Warszawie to sygnał, że na najwyższym szczeblu nie ma realnego kontaktu między Polską i USA.
Szef MSZ Witold Waszczykowski twierdzi, że naprawił relacje obu krajów. Rzeczywiście wcześniej były aż tak złe?
To nowe wydanie barona Münchausena. Jego samochwalcze deklaracje są tyle samo warte, co bajki tego również bajkowego chwalipięty. Ja wiem, jak wyglądały nasze relacje z USA 10-15 lat temu. Regularne spotkania prezydentów trwały kilka godzin. W rozmowach brali udział ministrowie spraw zagranicznych i obrony. Omawialiśmy masę spraw dwustronnych i międzynarodowych. Kwaśniewski składał w Białym Domu tzw. wizytę państwowa jako jeden z dwóch zagranicznych gości Busha. Tysiące polityków, oficjeli, ludzi mediów i kultury brało w tym udział. Polska była w Waszyngtonie traktowana jako jeden z kilku najważniejszych sojuszników. Tzw. sukces Waszczykowskiego to trzy lub siedem minut rozmowy w korytarzu.
Będąc szefem MSZ, odwołał pan Witolda Waszczykowskiego z placówki w Teheranie. Dlaczego?
To jedyny znany mi dyplomata, który został odwołany z zajmowanych stanowisk przez trzech różnych ministrów spraw zagranicznych. To wymowne. W przypadku Teheranu chodziło o jego zachowanie naruszające interesy naszego państwa. On twierdzi, że naruszał interesy jakichś osób. W mojej ocenie to próba ucieczki od niewygodnego tematu. Dokładnych przyczyn nie podam, bo nie leży to nadal w interesie Polski.
Spodziewa się pan odwołania ambasadora w Waszyngtonie Ryszarda Schnepfa przed szczytem NATO?
Mam wrażenie, że miał być odwołany po szczycie, ale teraz wszystko się może zdarzyć. Będzie to błąd, bo trzeba utrzymywać codzienny kontakt z Amerykanami, a nowy ambasador nie jest w stanie tego robić od pierwszego dnia. Ale nie takie rzeczy PiS wyprawia na co dzień.
Mieszka pan w Hajnówce, czyli sprawa wycięcia Puszczy Białowieskiej jest panu bliska. Czy rzeczywiście puszcza sobie sama nie poradzi z kornikiem?
Radziła sobie przez 10 tys. lat. Chyba tylko dlatego, że nie było wtedy Jana Szyszki. Sytuacja jest trochę podobna do tej z Trybunałem. Prawie wszyscy, którzy się na tym znają, mówią jedno, a PiS drugie. Korniki w naturalnym lesie, który został wpisany na listę światowego dziedzictwa ludzkości nie są szkodnikami, ale częścią naturalnych procesów biologicznych. Tylko dlatego Puszcza Białowieska znalazła się na liście UNESCO.
Minister środowiska przyzwyczajony do uprawy lasów gospodarczych uważa jednak inaczej. Tam kornik niszczy towar i trzeba z nim walczyć. W puszczy kornik, atakując świerki, przyczynia się do wzrostu bioróżnorodności środowiska, bo martwe pnie stają się siedliskiem dla różnych roślin i zwierząt, a w miejscu, gdzie światło dociera do gleby błyskawicznie rośnie nowe pokolenie drzew. Szyszko ryzykuje awanturę z Komisją Europejską i kompromitujące dla Polski wykreślenie puszczy z Listy UNESCO. Chodząc po puszczy, widzę wiele miejsc, gdzie las przejściowo uszkodzony przez bobry lub korniki odrodził się i świetnie się rozwija.
Minister Szyszko mówi, że mieszkańcy w okolicy puszczy są za wycinką, która jest niezbędna. To prawda, że sporo okolicznych mieszkańców popiera wycinkę. Pamiętają, jak było dawniej i nie rozumieją, dlaczego w lesie leżą i gniją pnie drzew. Minister środowiska powinien tym ludziom tłumaczyć, że w ten sposób odradza się naturalny las niszczony przez 100 lat przez człowieka. Woli jednak wykorzystywać niewiedzę i nieświadomość tych ludzi.
Wycinka i kontrowersje wokół puszczy doprowadzą do kolejnego konfliktu. Nie mam wątpliwości, że akcja społecznego oporu i uniemożliwiania wyrębu się rozwinie. Wystarczy, że na obszar ścinki wejdą ludzie i ze względu na ich bezpieczeństwo nie będzie można tego kontynuować. Prawdopodobnie dojdzie do wzywania policji, usuwania ludzi siłą. Obrazki pójdą w świat, pokazując, co PiS wyprawia w Polsce.
Jako były minister sprawiedliwości spodziewa się pan zaostrzenia prawa aborcyjnego?
Zdaje się, że ktoś poszedł po rozum do głowy. Najpierw były jasne deklaracje Kaczyńskiego i Szydło popierających zakaz aborcji, ale teraz widać początki dystansowania się od tego. Zobaczymy też, czy cały Episkopat poprze stanowisko swojego prezydium. Mimo to uważam, że prawdopodobieństwo narzucenia takiego okrutnego prawa jest duże i dlatego protest potrzebny jest także w tym przypadku.
Należy zorganizować referendum w tej sprawie, czego chce SLD?
Jeśli z sojuszu Kościoła i PiS wyniknie zakaz aborcji, to kompromis z 1993 r. zostanie bezpowrotnie zerwany. Wtedy po kolejnych wyborach referendum w tej sprawie będzie najlepszym wyjściem. Używając PiS-owskiej retoryki, niech zadecyduje o tym suweren.