Reklama
Rozwiń

Bartkiewicz: Opozycja, startując razem do Sejmu, przegrałaby Senat

Grzegorz Schetyna przekonuje, że gdyby opozycja powtórzyła w wyborach do parlamentu wariant z wyborów do PE, tzn. wystartowała w wyborach z jednej, szerokiej listy, wówczas pokonałaby PiS. Mają na to wskazywać liczby – Lewica, PSL z Kukiz’15 i Koalicja Obywatelska łącznie zdobyły więcej głosów w wyborach do parlamentu niż PiS. Problem w tym, że w polityce czasem 2 plus 2 może równać się 3.

Aktualizacja: 26.10.2019 15:30 Publikacja: 26.10.2019 15:24

Bartkiewicz: Opozycja, startując razem do Sejmu, przegrałaby Senat

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Hipoteza Schetyny byłaby prawdziwa, gdyby niezależnie od formuły, w jakiej do wyborów poszła opozycja, jej wyborcy zachowaliby się tak samo. To ryzykowne założenie biorąc pod uwagę, że zależnie od formuły inaczej musiałaby się zachowywać sama opozycja.

Wybory do PE pokazały, że szeroka lista opozycji, w formule od lewa do prawa, czyli od SLD do PSL oznacza fundamentalny problem ze sformułowaniem jakiegokolwiek programu. Problem ten widać wyraźnie zwłaszcza przy sprawach światopoglądowych – w czasie kampanii przed wyborami do PE widać to było po głośnym, wymierzonym w Kościół wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego na UW. O ile np. lewicy łatwo było tym słowom przyklasnąć, o tyle już stojąca w rozkroku między lewą a prawą stroną Platforma Obywatelska musiała klaskać, ale się nie cieszyć, a dla konserwatywnego w tych kwestiach PSL słowa Jażdżewskiego były nie do przyjęcia. W takich kwestiach – a PiS skądinąd bardzo chętnie grał na nutach światopoglądowych w kampanii wyborczej do Sejmu – wielogłos po stronie zjednoczonej opozycji byłby nieunikniony. A przepychanki między politykami opozycji raczej by wyborców nie mobilizowały.

A przecież mała spójność programu – który siłą rzeczy musiałby skupiać się na jednym, jedynym łączącym wszystkie opozycyjne siły punkcie głoszącym, że PiS – niczym Kartagina – musi zostać zniszczony – nie byłaby jedynym powodem do sporów na opozycji. Ułożenie list wyborczych w wyborach do Sejmu raczej nie przebiegłoby bezproblemowo – bo generałów w tej formacji byłoby tylu, że w całym kraju mogłoby nie wystarczyć „jedynek na listach”. Nawet startując osobno opozycja ogłaszała skład list wyborczych później niż PiS. Gdyby startowała razem istnieje ryzyko, że ogłosiłaby skład owych list gdzieś w okolicy grudnia.

Po trzecie wreszcie – opozycja startująca w formule od Biedronia do Poncyljusza – z pewnością nie byłaby tak szeroka, jak startująca w trzech blokach. Trudno wyobrazić sobie choćby działaczy Razem na wspólnych listach z politykami konserwatywnymi – takimi właśnie jak Paweł Poncyljusz, czy Paweł Kowal. Trudno powiedzieć, czy w takim aliansie odnalazłby się również np. Paweł Kukiz. To zaś oznacza, że siły te mogłyby wystartować oddzielnie – i raczej nie przekroczyłyby progu wyborczego zwiększając listę mandatów przypadających zwycięzcy zgodnie z metodą d’Hondta.

A wiele wskazuje na to, że zwycięzcą tym i tak byłby PiS. Wybory do PE pokazały, że na polaryzacji PiS-Opozycja partia rządząca nie traci. Można zaryzykować twierdzenie, że jest wręcz przeciwnie – w takiej sytuacji PiS zyskuje, bo jego elektorat w sytuacji, gdy wybory zmieniają się w referendum „za” lub „przeciw” PiS, dodatkowo się mobilizuje. Wybory do PE miały być dla opozycji najłatwiejszymi wyborami – a jednak wyraźnie je przegrała, mimo że doświadczenia uczyły, iż żelazny elektorat PiS do spraw europejskich aż tak dużej uwagi nie przywiązuje. Na ile bardziej zmobilizowaliby się więc ci wyborcy w wyborach krajowych, gdyby wybory te – podobnie jak wybory do PE – przypominały referendum? W takim wypadku ofiarą tego starcia padłaby prawdopodobnie również Konfederacja, bo część jej wyborców obawiając się, że u sterów rządów pojawią się politycy lewicowi, mogłaby stwierdzić, że nie czas żałować róż, kiedy płoną lasy – i poprzeć mniejsze zło w postaci PiS.

Reklama
Reklama

Mało tego – przy takim scenariuszu sukces opozycji w Senacie mógłby okazać się niemożliwy. Po pierwsze – jakaś część jej zwolenników, którym trudno jest połączyć w sercu socjaldemokrację z konserwatyzmem zostałaby w domu, po drugie dodatkowo zmobilizowani wyborcy PiS, którzy udaliby się do urn, by ratować większość w Sejmie, głosowaliby przecież również w wyborach do Senatu. W kilku miejscach, gdzie dziś minimalnie zwycięzcy okazali się kandydaci opozycji, mógłby więc wygrać PiS co zmieniłoby cały układ sił.

Opozycja startując osobno, jest dziś za słaba, by wygrać z PiS-em. Ale wiele wskazuje na to, że startując razem, byłaby jeszcze słabsza.

Polityka
KO i PiS mogą liczyć na niemal identyczne poparcie? Wyniki nowego sondażu partyjnego
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Polityka
PiS uderzy w regionach. Referenda lokalne mają pokazać korozję i słabość władzy PO
Polityka
Karol Nawrocki do władz Ukrainy: Pojednanie może być oparte wyłącznie na prawdzie
Polityka
Sikorski: Cenckiewicz zrobił karierę na opluwaniu lepszych od siebie
Polityka
Sondaż: Sikorski byłby lepszym premierem niż Tusk? Wiemy, co uważają Polacy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama