Wtedy też Polacy poznali jedynego człowieka o imieniu Apoloniusz, który nie jest świętym i ojcem Kościoła, nie jest też, w co trudno uwierzyć, spokrewniony z Poloniuszem, tym od Hamleta. Pan Tajner wzbudzał sympatię wąsami oraz bezradnością w tłumaczeniu, dlaczego Małysz tak lata i czy wcześniej nie mógł. Dzięki obu panom poznaliśmy nie tylko dietę cud (bułka z bananem), ale i takie pojęcia, jak wyjście z progu czy mocne odbicie. Dowiedzieliśmy się również, że są w odróżnieniu od kozackich czy tatarskich najazdy dobre. No i sylwetka. Tak, nastolatki wszystkich krajów mają rację – sylwetka się liczy. Zwłaszcza w locie.
Słowem, wszyscy zostaliśmy ekspertami od skoków narciarskich, obudzeni o trzeciej w nocy moglibyśmy obronić dysertację doktorską na ten temat. Tylko nie mogliśmy za nic w świecie zrozumieć, dlaczego mistrz Adam wcześniej nie mógł, a teraz może. Ani on, ani jego trener, wciąż z wąsami, też tego nie mogli pojąć, ale nie dawali po sobie poznać. Przypomniała mnie się ta sytuacja podczas codziennych odpytywań na okoliczność koronawirusa. Profesorowie i doktorzy, medycy i wirusolodzy, praktycy i teoretycy, nudni i ekstrawaganccy – żaden nie wie. Właściwie każdy wtopił, a gdyby mu przypomnieć jego wypowiedzi już nie z wiosny, ale z poprzedniego tygodnia, toby się z nimi widowiskowi nie zgodził. To znaczy, coś już wiemy, zaklęcie „maseczki, dystans, dezynfekcja" stało się odpowiednikiem tego, iż „najważniejsze, by oddać dwa równe skoki". I tyle.
Czego to dowodzi? Że wybraliśmy złych ekspertów, bo ci nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią, a właściwie uczestniczą w ogólnoświatowym spisku, co nam śpiewająco wyjaśniła prof. Edyta Górniak? Jeśli odrzucić tę hipotezę, przyznajmy – widowiskową, acz zagrożoną nagłym odwiezieniem do zamkniętego sanatorium... Słowem, jeśli ją odrzucić, to musimy przyznać, że najwybitniejsi nawet eksperci są dość bezradni. Tak, niby zaraz będzie szczepionka, ale wciąż wiemy o tym dziadostwie zdumiewająco mało.
Jeśli coś było na tym świecie pewnego, jeśli wiarę w cokolwiek podzielali podzieleni na wszelkie sposoby Polacy, Żydzi i Eskimosi, to była to pewność, iż nasza nauka, technika dadzą sobie radę ze wszystkim. Możemy sklonować owcę, zoperować nienarodzone dziecko, wydrukować na drukarce pistolet, cały czas gawędząc przy tym beztrosko z przyjaciółką na Hawajach. Możemy wszystko i jesteśmy bezpieczni, oczywiście dopóki żaden pijany Rusek nie zdetonuje przypadkiem bomby atomowej.
I co, przychodzi banalne dziadostwo z d... nietoperza i ogłaszamy powrót do XIV wieku? Całą naszą naukę i technikę diabli wzięli, a jedyne, co mają do zaproponowania renomowane uniwersytety medyczne, to zamknąć się w chałupie i nosa nie wyściubiać, w końcu kiedyś sobie cholerstwo samo pójdzie? Brzmi niemożliwie, ale przecież ćwiczymy to na ludzkości od wiosny. I czy to nas czegoś nauczy, dopytujemy filozofów, jakby byli jasnowidzami z Człuchowa. Ci zaś po głowie się drapią, brodę głaszczą, robią mądre miny i rozkładają bezradnie ręce. Nic nie wiedzą, sokratycy mniejsi się znaleźli, psiamać.