Dżuma do żucia

To się mieściło wyłącznie w kategorii zjawisk nadprzyrodzonych, jak nagłe ozdrowienia, cudy eucharystyczne czy wylot Petru na Maderę. Rozumem tego nie ogarniesz. Facet ma 23 lata, robi to co zawsze od wielu lat, raz jest lepiej, raz gorzej, ostatnio raczej znacznie gorzej, właściwie padaka i kompromitacja. Gość myśli, by rzucić wszystko w diabły i zostać dekarzem. Ale przychodzi rok 2000 i nagle wygrywa Turniej Czterech Skoczni, odlatuje innym klientom, jakby mu lotnię wypożyczyli. Małysz ośmiesza rywali, w zasadzie mógłby zjeżdżać na sankach, a skoczyłby dalej, a i na butach zawalczyłby o podium.

Publikacja: 13.11.2020 18:00

Dżuma do żucia

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Wtedy też Polacy poznali jedynego człowieka o imieniu Apoloniusz, który nie jest świętym i ojcem Kościoła, nie jest też, w co trudno uwierzyć, spokrewniony z Poloniuszem, tym od Hamleta. Pan Tajner wzbudzał sympatię wąsami oraz bezradnością w tłumaczeniu, dlaczego Małysz tak lata i czy wcześniej nie mógł. Dzięki obu panom poznaliśmy nie tylko dietę cud (bułka z bananem), ale i takie pojęcia, jak wyjście z progu czy mocne odbicie. Dowiedzieliśmy się również, że są w odróżnieniu od kozackich czy tatarskich najazdy dobre. No i sylwetka. Tak, nastolatki wszystkich krajów mają rację – sylwetka się liczy. Zwłaszcza w locie.

Słowem, wszyscy zostaliśmy ekspertami od skoków narciarskich, obudzeni o trzeciej w nocy moglibyśmy obronić dysertację doktorską na ten temat. Tylko nie mogliśmy za nic w świecie zrozumieć, dlaczego mistrz Adam wcześniej nie mógł, a teraz może. Ani on, ani jego trener, wciąż z wąsami, też tego nie mogli pojąć, ale nie dawali po sobie poznać. Przypomniała mnie się ta sytuacja podczas codziennych odpytywań na okoliczność koronawirusa. Profesorowie i doktorzy, medycy i wirusolodzy, praktycy i teoretycy, nudni i ekstrawaganccy – żaden nie wie. Właściwie każdy wtopił, a gdyby mu przypomnieć jego wypowiedzi już nie z wiosny, ale z poprzedniego tygodnia, toby się z nimi widowiskowi nie zgodził. To znaczy, coś już wiemy, zaklęcie „maseczki, dystans, dezynfekcja" stało się odpowiednikiem tego, iż „najważniejsze, by oddać dwa równe skoki". I tyle.

Czego to dowodzi? Że wybraliśmy złych ekspertów, bo ci nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią, a właściwie uczestniczą w ogólnoświatowym spisku, co nam śpiewająco wyjaśniła prof. Edyta Górniak? Jeśli odrzucić tę hipotezę, przyznajmy – widowiskową, acz zagrożoną nagłym odwiezieniem do zamkniętego sanatorium... Słowem, jeśli ją odrzucić, to musimy przyznać, że najwybitniejsi nawet eksperci są dość bezradni. Tak, niby zaraz będzie szczepionka, ale wciąż wiemy o tym dziadostwie zdumiewająco mało.

Jeśli coś było na tym świecie pewnego, jeśli wiarę w cokolwiek podzielali podzieleni na wszelkie sposoby Polacy, Żydzi i Eskimosi, to była to pewność, iż nasza nauka, technika dadzą sobie radę ze wszystkim. Możemy sklonować owcę, zoperować nienarodzone dziecko, wydrukować na drukarce pistolet, cały czas gawędząc przy tym beztrosko z przyjaciółką na Hawajach. Możemy wszystko i jesteśmy bezpieczni, oczywiście dopóki żaden pijany Rusek nie zdetonuje przypadkiem bomby atomowej.

I co, przychodzi banalne dziadostwo z d... nietoperza i ogłaszamy powrót do XIV wieku? Całą naszą naukę i technikę diabli wzięli, a jedyne, co mają do zaproponowania renomowane uniwersytety medyczne, to zamknąć się w chałupie i nosa nie wyściubiać, w końcu kiedyś sobie cholerstwo samo pójdzie? Brzmi niemożliwie, ale przecież ćwiczymy to na ludzkości od wiosny. I czy to nas czegoś nauczy, dopytujemy filozofów, jakby byli jasnowidzami z Człuchowa. Ci zaś po głowie się drapią, brodę głaszczą, robią mądre miny i rozkładają bezradnie ręce. Nic nie wiedzą, sokratycy mniejsi się znaleźli, psiamać.

Po naszej reakcji, po zniecierpliwieniu i niedowierzaniu, że nikt nie wie, kiedy i czym to się skończy, widać, że najtrudniej nam zaakceptować bezradność. Bo niby co mamy powiedzieć, że ludzkość nie posunęła się w rozwoju cywilizacji od czasów ateńskiego brodacza? Że od 2400 lat zmieniła się, i owszem, moda męska, ale w gruncie rzeczy niewiele więcej?

Że najlepszym wynalazkiem ludzkości był happy end i wiele byśmy dali, by już nastąpił, a tymczasem wokół tylko cykuta leje się strumieniami? Panie Sokrates, poradź pan coś. 

Wtedy też Polacy poznali jedynego człowieka o imieniu Apoloniusz, który nie jest świętym i ojcem Kościoła, nie jest też, w co trudno uwierzyć, spokrewniony z Poloniuszem, tym od Hamleta. Pan Tajner wzbudzał sympatię wąsami oraz bezradnością w tłumaczeniu, dlaczego Małysz tak lata i czy wcześniej nie mógł. Dzięki obu panom poznaliśmy nie tylko dietę cud (bułka z bananem), ale i takie pojęcia, jak wyjście z progu czy mocne odbicie. Dowiedzieliśmy się również, że są w odróżnieniu od kozackich czy tatarskich najazdy dobre. No i sylwetka. Tak, nastolatki wszystkich krajów mają rację – sylwetka się liczy. Zwłaszcza w locie.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Sztuczna inteligencja zabierze nam pracę
Plus Minus
„Samotność pól bawełnianych”: Być samotnym jak John Malkovich
Plus Minus
„Fenicki układ”: Filmowe oszustwo
Plus Minus
„Kaori”: Kryminał w świecie robotów
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
Plus Minus
„Project Warlock II”: Palec nie schodzi z cyngla