Najnowszą książkę amerykańskiego politologa Roberta Kagana otwiera bardzo nudne zdanie: „Świat znowu stał się normalny”. Normalność, której obecnie doświadczamy, jest jednak, zdaniem Kagana, zaprzeczeniem nudy. Nudno to miało być według idealistów w rodzaju Francisa Fukuyamy, wierzących, że po zimnej wojnie świat zmierza kuliberalno-demokratycznemu spełnieniu, a ideowe czy strategiczne konflikty należą do historii. Zamknięci w kokonie zwycięzców tej wojny wszyscy po trochu uwierzyliśmy, że światem rządzi bezapelacyjnie jedno pokojowe mocarstwo – Stany Zjednoczone, konflikty w Europie rozwiązuje się za pomocą debat na temat kwot mlecznych, a krwawe wojny toczą się na peryferiach „normalnego” świata – na Bałkanach, w Rwandzie i Iraku, na Bliskim Wschodzie – i znajdują się pod pełną kontrolą USA.
Normalni ludzie robią dziś pieniądze, a nie wojnę (tak jak w latach 60. normalni ludzie uprawiali miłość, zamiast robić wojnę – ech, gdzie ten dawny idealizm!), a najpoważniejszym starciem współczesności miała być wojna z terrorem – bardzo skomplikowany koncept ciągle niejasny dla dużej części ludzkości – w której najeźdźcami mieli być islamscy fundamentaliści, a ich przeciwnikiem nowoczesność uosabiana przez państwa zachodniej demokracji oraz sekularyzm, który zaczął dominować w niektórych częściach świata islamskiego.
Książka Kagana nosi tytuł „Powrót historii i koniec marzeń” – i te słowa w najbardziej lapidarnej formie opisują to, co widzieliśmy w Gruzji w ciągu ostatnich dni. Na własne oczy przekonujemy się, jak świat, rzekomo zmieniony nie do poznania po 11 września 2001 r., w ciągu kilku dni przybrał formy, które pamiętamy sprzed 1989 r.
Znowu jest nudno, powiedziałbym nawet – przerażająco nudno, bo sprawdza się teza książki Kagana, która brzmi mniej więcej następująco: konflikt jest naturalnym stanem człowieka i naturalnym sposobem rozwiązywania napięć politycznych. Nie łudźmy się, że w naszym XXI-wiecznym świecie chęć osiągnięcia politycznej dominacji nad innymi narodami nie ma znaczenia, że rolę głównych rozgrywających globu przejęły międzynarodowe korporacje biznesowe i globalne instytucje polityczne. Nacjonalizm, a wraz z nim rywalizacja o wpływy polityczne, dostęp do surowców i bogactw mineralnych, o prawo dyktowania innym swoich warunków – wraca. W awangardzie tego powrotu historii stoi dziś Rosja, co nie jest niczym nowym ani zaskakującym, a jednak wielu polityków, zapewne zaś i społeczeństw Zachodu, wolałoby zamknąć oczy i dalej marzyć o Putinowskiej demokracji. Od tego, jak szybko nastąpi przebudzenie, zależy dziś przyszłość demokratycznego świata.
Wojna w Gruzji zaczęła się od katastrofalnego błędu politycznego Micheila Saakaszwilego. Historycy powinni o tym pamiętać, opisując historię konfliktu, politycy powinni z tego wyciągnąć wnioski na przyszłość – również w kontekście dalszej współpracy z prezydentem Gruzji. Jednak szczegółowe analizowanie ruchów wojsk gruzińskich 7 i 8 sierpnia jest w szerszym planie nieważne. Moskwa od dawna prowokowała Gruzinów do wojny, której ci nie chcieli, a jej akt agresji na Gruzję jest jawnym pogwałceniem zasad prawa międzynarodowego oraz przejawem odradzającego się rosyjskiego imperializmu.