Zamknięto polskie szkoły, instytucje kultury, prasę, kościoły, mordowano i zsyłano do gułagów księży, wprowadzano kolektywizację i zabójcze kontyngenty płodów rolnych. Wobec oporu ludności komuniści wprowadzili terror i wywołali Hołodomor, czyli Wielki Głód, który tylko na Ukrainie spowodował w latach 1932–1933 śmierć kilku milionów ludzi, w tym tysięcy Polaków. Ludność polską Stalin poddał szczególnym represjom – postanowił fizycznie ją zlikwidować, aby dokonać ostatecznej depolonizacji Kresów. W latach 1930–1933 część Polaków została wysiedlona w ramach „likwidacji kułactwa jako klasy". Wyraźnie etniczny i antypolski charakter miały kolejne deportacje: na wschodnią Ukrainę (1935) i do Kazachstanu (1936).
Zsyłki z terenu Ukraińskiej SRR do Kazachstanu przeprowadzono wiosną i jesienią 1936 r., w ramach operacji „oczyszczenia" pasa przygranicznego z „polsko-niemieckiego elementu nacjonalistycznego". Szacuje się, że deportowano wówczas 15–20 tys. rodzin, czyli ok. 100 tys. Polaków. Do Kazachstanu zesłano także 10 tys. Niemców, ale większość ich potomków powróciła do swej ojczyzny pod koniec XX wieku.
Wysiedlenia w 1936 r. przebiegały różnie. Dla niektórych polskich i niemieckich gospodarzy sowieckie władze przeznaczyły specjalną rolę – mieli zakładać w szczerym stepie kołchozy i sowchozy. Wyznaczone do przesiedleń rodziny informowano wówczas wcześniej, dając im czas na przygotowanie się do deportacji. Pozwalano zabrać ze sobą część dobytku, nawet narzędzia rolnicze i bydło. Przeważnie jednak NKWD pojawiało się w domach niespodziewanie, w nocy, informując o natychmiastowym wysiedleniu i pozostawiając rodzinom niewiele czasu na spakowanie się. Pozostawiony majątek (ziemię, nieruchomości, sprzęt rolniczy, zwierzęta hodowlane) przejmowało NKWD, sprowadzając w te miejsca Ukraińców. Wbrew propagandowym zapewnieniom władza nie przygotowała przesiedleńcom godziwych warunków, ani do życia, ani do pracy. Obecni w Pułtusku znają je tylko z opowiadań dziadków i rodziców. Szacuje się, że co dziesiąty zesłaniec zmarł w drodze, a jedna trzecia już podczas pierwszej zimy 1936/1937, kiedy panowały 40-stopniowe mrozy.
– Rodziców mojej mamy wysadzono z dziećmi po miesiącu morderczej podróży koleją w bydlęcych wagonach na pustkowiu, na punkcie numer dziewięć, czyli tzw. toczce dziewiątej. Zakładali tam kołchoz Nowa Brzozówka – opowiada Galina Schabikowskaja, rocznik 1952. – Najpierw mieszkali w namiotach, potem ryli w stepie ziemianki, a później budowali lepianki. Ogrzewano się kiziakami, czyli suchymi odchodami zwierzęcymi. Aby zdobyć żywność, sprzedawali okolicznym Kazachom przywiezione ubrania, pościel, drobne sprzęty. Z trzynaściorga rodzeństwa mojej mamy przeżyły tylko cztery siostry – wspomina. Ona w Kazachstanie ukończyła technikum pedagogiczne i była wychowawczynią w przedszkolu.
Cudowne rozmnożenie ryb
Każdy z repatriantów to osobna historia. Galina Schabikowskaja należy do pierwszego pokolenia zesłańców, które przyszło na świat w Kazachstanie. Teraz będzie się nazywać Halina Schabikowska. Z radością wraca do ojczyzny przodków. Jej rodzice urodzili się na Ukrainie, ojciec w obwodzie chmielnickim, matka w żytomierskim i w dzieciństwie doświadczyli trudów zsyłki i życia na stepie. Ojciec pracował w kołchozie jako kombajnista, matka zajmowała się domem. Mieli pięcioro dzieci, ale dwoje zmarło. Galina Schabikowskaja ma trzy córki: jedna mieszka w Sankt Petersburgu, druga w Kazachstanie, a trzecia, Julia Andronik, wraz z mężem i dwojgiem dzieci przyjechała z nią do ośrodka w Pułtusku.
– Urodziłam się w 1981 r. w Czkałowie – opowiada Julia Andronik. Jeszcze nie wie, gdzie będę w Polsce mieszkać. – Czkałów to wieś założona w 1936 r. przez zesłańców, też jako tzw. toczka. Do dziś większość mieszkańców to Polacy, a ślady i pamiątki zesłańców można oglądać w Domu Kultury Polskiej. Mieści się tam biblioteka i odbywają się zajęcia z języka polskiego. W Czkałowie Polacy zbudowali też kościół.