Wydawałoby się, że wchodząc do muzeum, moda umiera nagłą śmiercią. Sztuka trwa, moda przemija. Moda jest banalna, powierzchowna, krótkotrwała. Jaki sens pokazywać coś, co za pół roku nikogo nie będzie obchodzić?
Wbrew temu wszystkiemu współczesne ubrania znajdują coraz więcej miejsca w poważnych placówkach muzealnych. 10 lat temu kuratorom nie przyszłoby do głowy zorganizować wystawy monograficznej poświęconej żyjącym projektantom. Krynolina, surdut – te, owszem, zasługiwały na zainteresowanie historyków. Ale nowe szmaty – tandetne, masowe, cóż w nich ciekawego?
Jednak, gdy muzea otwierają się na szeroką publiczność i jak wszystkie instytucje kulturalne muszą zabiegać o oglądalność, moda staje się magnesem, który przyciąga tłumy. W ubiegłym roku wystawę „Savage beauty" w nowojorskim Metropolitan Museum of Art, poświęconą zmarłemu śmiercią samobójczą w 2010 roku angielskiemu kreatorowi mody Aleksandrowi MacQueenowi, obejrzało 700 tysięcy zwiedzających. W kolejce trzeba było czekać siedem godzin. Żadna prezentacja w historii tej szacownej placówki nie przyciągnęła takiej publiczności. Mimo przedłużenia terminu i otwarcia do północy tysiące chętnych nie zdołały obejrzeć ekspozycji, która została uznana za wydarzenie sezonu.
Wystawy mody wyszły z gablotek i stały się multimedialnymi spektaklami. Oferują widzowi nie tylko dotykalny kontakt z ubraniami, których nie miałby szansy zobaczyć, bo znajdują się już w archiwach domów mody, ale serwują pokazy mody, filmy, wykłady, opracowania. Muzea zdobywają publiczność, która być może inaczej by do nich nie dotarła. Konsument karmiony na co dzień reklamą, gdy trafi do muzeum, ma szansę nie tylko pooglądać zwariowane kreacje, ale zrozumieć mechanizmy współczesnego świata. A i moda, która zawsze cierpiała na kompleks niższości wobec sztuk pięknych, może sama się dowartościować.
Pokazać pokrewieństwa stylistyczne między Tycjanem i Veronese to zadanie dość oczywiste. Ale gdy przyjrzeć się dorobkowi największych projektantów, też można wytyczyć kierunki, szkoły, afiliacje. Są tu mistrzowie i uczniowie, wpływy, epigoni, fałszerze. I jeszcze jedna przewaga, którą moda może wykazać się nad sztuką. Zasięg. Twórcy ubrań i dodatków to dzisiaj władcy globalnego świata konsumpcji. Kto zna nazwiska konceptualnych twórców? Tylko znawcy. Nazwisko Chanel zna każde dziecko.
Od walizki do fortuny
Myślałam o tym, oglądając wystawę „Louis Vuitton, Marc Jacobs", która do połowy września odbywa się w paryskim Muzeum Sztuki Dekoracyjnej.
Logo Louis Vuitton, dwie literki połączone w jeden z najdroższych monogramów świata, to przedmiot pożądania snobów i aspirujących, najbardziej fałszowana marka świata. Jej drogę od założenia aż po dzisiejsze planetarne sukcesy pokazuje paryska ekspozycja. Przy okazji pokazując, jak przez te kilkadziesiąt lat zmienił się świat.