Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Aktualizacja: 30.03.2013 00:00 Publikacja: 30.03.2013 00:01
Foto: Plus Minus
Pod tym względem różniłem się od rówieśników. Od najwcześniejszego dzieciństwa zamieszany byłem w starość.
Chylące się ku ziemi ciała, powolniejący krok, niedokończone gesty, załzawione oczy i bezradniejące twarze, stan zagubienia w oswojonej przecież przestrzeni, niechęć do wymiany najpierw zdań, a potem myśli, zgoda na wszelką abdykację, kruchość zdychającego ptaka, który potrzepocze się nam w rękach i rozpadnie, to była norma, nie ewenement.
Nagłą śmierć, przerażającą w swej nieodwracalności, nobilituje zawsze jakaś legenda. W powolnym upadku ciała i proporcjonalnym do niego zmierzchu ducha nie dostrzegałem nawet strzępu nadziei.
Gdy skarżyłem się na starość, bezprzykładnie dzielną, lecz jednak starość, dwóch najbliższych mi kobiet, słyszałem w odpowiedzi: cóż, takie są prawa natury.
Zanurzony w naturze jak nikt, kogo znałem, i pokumany z nią na własnych warunkach, wygrażałem jej nie tylko w imieniu mej ciotki i babki, lecz i własnym.
To, że biorąc z materii piękno, musiałem jednocześnie przyjąć jej grozę w postaci zmierzchu, rozpadu, smrodu, szczyn, gówien i tego, co ona tam jeszcze ma dla nas w zanadrzu, rodziło we mnie, zaledwie dwudziestoletnim, głęboki sprzeciw.
Materia miała mi służyć, nie przerażać. Z wszystkimi wdziękami, urodą, obietnicami zbyt była prostacka, by cokolwiek przesądzać. A jednak przesądzała, i to nie na żarty.
Starość dwóch najbliższych mi kobiet, z których jedna umierała na raka jelit, irytowała mnie z powodu pokory, z jaką znosiły swój stan. W końcu bunt, jaki wobec praw życia podnosiłem, był, póki co, w ich imieniu. Ale też wiedziałem, że moja niezgoda zwekslowała mnie na wygodną pozycję obserwatora, by nie rzec, recenzenta obydwu starości.
Byłem, nie ma co ukrywać, z racji wrodzonego tchórzostwa obok śmiertelnego cierpienia malowniczej postaci, jaką była siostra mego nieżyjącego od kilku lat dziadka, i obok heroicznych starań mojej babki, by to cierpienie stępić cierpliwością i oddaniem.
Kończąca swój bieg w wieku lat osiemdziesięciu trzech ciotka była legendą kilku familii, które się na mnie złożyły. Żywiołowa, niezmordowana w korzystaniu z uroków życia, dzięki trzem coraz praktyczniejszym małżeństwom coraz zamożniejsza, bezdzietna z wyboru, szalona, lecz nietracąca siebie nigdy z pola widzenia, przyciągająca mężczyzn niczym magnes i nieodmawiająca ich sobie, była jednocześnie depozytariuszką urody, zdrowia, seksapilu i dystynkcji rodziny Ruczajów.
Pod tym względem zawiodłem ją na całej linii. Nie pogodziła się nigdy z moją pospolitością i to, co budziło podziw okolicznych dziewcząt, młodych kobiet, kobiet w ogóle, i zazdrość rówieśników, ją obrażało. Jej niechęć była w proporcji do nadziei, jakie wiązała z mym przyjściem na świat w dwa miesiące po żołnierskiej śmierci mego ojca, którego najzupełniej słusznie adorowała. Powiedzieć, że nie byłem w jej typie, to banał. Kompromitowałem rodzinę w tym co najważniejsze.
Zdumiewa mnie, że przy okazji wyborczej kampanii prezydenckiej nikt nie wpadł na pomysł, żeby zapytać Grzegorza...
Ukraiński atak na rosyjskie bombowce strategiczne stopniem przygotowania i wykonaniem przypomina operację Mosadu...
Pierwsi polscy streamerzy to byli głównie nastolatkowie, którzy dla zabawy po lekcjach pokazywali w sieci, jak g...
Polityka nad Sekwaną to dziś pole eksperymentów, w tym wciągania do władzy partii dotąd izolowanych. Efekt – woj...
Gdy polscy biskupi uznali, że święty spokój i instytucjonalny biznes są ważniejsze niż uczciwość, sprawiedliwość...
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas