Serdecznych, przyjaznych, gościnnych jak nigdzie indziej na świecie, ofiarnych do granic rozsądku. Poznałem ich wielu, bez trudu znajdowaliśmy wspólny język i wspólne tematy. To Rosja rozmów do świtu przy herbacie. Rosja bólu i cierpienia. I tego, co nas zawsze dzieliło. Rosja niemej bezradności wobec zła.
I jest druga strona tej dobrej, przyjaznej i serdecznej: Rosja zamordyzmu i nienawiści. Rosja nigdy niewygasłej państwowej buty i imperialnych tęsknot. Rosja, która gardzi słabymi i kpi sobie z tych, którzy bredzą o wolności, godności i humanizmie. Rosja antynarodowych dyktatur, które mając gęby pełne frazesów o ojczyźnie i obywatelach, nic nie robią, by życie w imperium uczynić choć odrobinę znośniejszym dla prostego człowieka.
To Rosja zabójstw na ulicach. Rosja politycznych mordów dokonywanych przez nieznanych czy podstawionych sprawców. Rosja wyroków wydawanych przez gazety i telewizję. Rosja Żyrinowskich szerzących nienawiść do ludzi w ich mniemaniu nieprawomyślnych.
Trudno w tych dniach oderwać się od tej drugiej twarzy Rosji. Morderstwo Borysa Niemcowa niemal u samych murów Kremla przypomniało, że demon żyje, że jest groźny i rośnie w siłę. Zarazem jednak restrykcje wobec światowych polityków, którzy chcieli wziąć udział w pogrzebie, pokazały, że się boi, że nie jest pewny swego. Ofiarą tych restrykcji padł między innymi Bogdan Borusewicz, formalnie marszałek Senatu, czyli trzecia osoba w państwie polskim, ale tak naprawdę dla Kremla i reszty świata człowiek symbol, jeden z ojców „Solidarności" i wolnej Polski. Czyż mógł być ktoś groźniejszy, bardziej symboliczny niż Borusewicz? Nie wiem, ale pewne jest jedno. Wyróżniony przez Kreml został właśnie Borusewicz. Paradoksalnie można to uznać za zaszczyt, kolejny order w antykomunistycznej biografii marszałka.
Jak widać, Rosja robi wiele, by nie zniknąć z czołówek polskich gazet. Piszemy o niej codziennie, i to nie tylko w kontekście Ukrainy. Stąd to tytułowe odwołanie: targowica. Mam świadomość, że to prowokacyjne, ale takie ma być. Targowica jest jednym z najbardziej plakatowych symboli polskiej zdrady. Mało kto podjąłby się dziś obrony racji konfederatów. Uczestnicy targowicy zostali osądzeni i powieszeni: ci mniejszego kalibru osobiście, a magnaci ze Szczęsnym Potockim, Rzewuskim i Branickim na czele in effigie, czyli symbolicznie.
Czy dzisiaj mamy w Polsce do czynienia z targowicą? Czy na naszych oczach dzieje się zdrada narodowa mogąca przynieść Rzeczypospolitej realne zagrożenie? Zostawiam to do osądu czytelnika. Mam świadomość, że sprawa ukraińska dzieli dziś Polaków i są tacy, którym bliższe są racje Kremla. To często ci, którzy uwierzyli kremlowskiej propagandzie i biorą za pewnik, że Rosja faktycznie broni swojej mniejszości na wschodniej Ukrainie, zagrożonej przez faszystów i banderowców.
Inni popierają Kreml z zupełnie innych pozycji. Państwo ukraińskie wydaje im się niewiarygodne zarówno w sensie politycznym, jak i ekonomicznym; uważają, że jeśli Polska ma mieć solidnego partnera na wschodzie, musi być nim Rosja. Jeszcze inni odwołują się do racji geopolitycznych. Ukraina jest dla nich konsekwentnie i nieodwołalnie częścią rosyjskiego integrum i wszelkie iluzje o wprowadzeniu tego kraju w orbitę Brukseli są tyleż niemożliwe, co ryzykowne. Są i tacy, którzy kierują się chłodnym rachunkiem ekonomicznym. Liczą straty wynikające z rosyjskiego embarga i dowodzą, że w kwestii ukraińskiej ideologia przyćmiewa nam pragmatyzm.