"Plus Minus": Zbliża się piąta rocznica katastrofy smoleńskiej. Jak pan to wspomina? Miał pan lecieć na obchody 70. rocznicy mordu w Katyniu razem z prezydentem...
Mieczysław Gil, opozycjonista w czasach PRL, dziś senator PiS: Do dzisiaj ciężko mi się z tym pogodzić. Zginęło tylu znanych mi ludzi – Krzysztof Putra, z którym blisko współpracowałem w Obywatelskim Klubie Parlamentarnym, prezydent Lech Kaczyński, którego też dobrze znałem, zwłaszcza od czasów prezydentury Lecha Wałęsy... Nie mogę zrozumieć, dlaczego tyle ważnych osób leciało jednym samolotem. To było jak proszenie się o kłopot.
Dlaczego pan nie wsiadł do tego samolotu?
Sądzę, że opatrzność nade mną czuwała. Miałem lecieć na uroczystości w Katyniu razem z byłym posłem Bogdanem Pilarskim, nieco starszym kolegą. Miałem mu służyć wsparciem w podróży. W ostatniej chwili okazało się, że problemy z kręgosłupem uniemożliwiają mi podróż. Mój towarzysz był tym bardzo rozczarowany, ale okazało się, że ocaliliśmy życie. Gdyby nie moje kłopoty ze zdrowiem, bylibyśmy w tym samolocie.
Jest pan członkiem zespołu parlamentarnego do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. Czy fatalne warunki pogodowe oraz nieprzestrzeganie procedur bezpieczeństwa nie są wystarczającym wyjaśnieniem katastrofy?
W śledztwie było zbyt wiele uchybień, by powiedzieć, że sprawa jest wyjaśniona. Zamach? Nie wiem, ale uważam, że zaniedbania były ewidentne. Nie do pomyślenia jest też fakt, iż ciągle nie mamy wraku tupolewa. Gdy rosyjski samolot ulega wypadkowi za granicą, natychmiast przyjeżdżają Rosjanie i zabierają wrak. Tymczasem my nie możemy odzyskać prezydenckiego tupolewa od pięciu lat. To jest tragiczna sytuacja.