Polska polityka została całkowicie zdominowana przez temat powodzi. Premier Donald Tusk zamieszkał na Dolnym Śląsku, poświęcając się prowadzeniu kolejnych zebrań sztabu kryzysowego. Nie tylko Jackowi Żakowskiemu (choć to głos szczególnie zaskakujący) rozliczanie funkcjonariuszy państwa na oczach całej Polski skojarzyło się z obyczajami państwa autorytarnego, np. Rosji Władimira Putina.
Polityka czasu kataklizmu nie przestała być ostra, bezwzględna, oparta na oskarżeniach. Z pewnością można mówić o lawinie błędów państwa, a więc rządzących. Samo pytanie o spóźnienie premiera w komunikowaniu zagrożenia jest wciąż powtarzane – przez polityków opozycji i opozycyjne media. I można przynajmniej niektóre z tych błędów zrozumieć. Państwo nie trwa przecież w nieustającej gotowości na klęski żywiołowe tych rozmiarów. Zarazem krytyka pojawić się musiała. Możliwe, że przesadna, gdyż w Polsce od dawna nie mówi się o niczym inaczej niż wielkimi literami.