Do specjalnie stworzonej nadzwyczajnej komisji, złożonej niemal wyłącznie z kobiet, powędrowały wszystkie cztery projekty: Lewicy w sprawie legalizacji aborcji na życzenie (i dodatkowo, nie wiadomo dlaczego w osobnym akcie, uwolnienia od kary za pomocnictwo w usuwaniu ciąży), Koalicji Obywatelskiej także dopuszczający aborcję do 12. tygodnia i wreszcie Trzeciej Drogi przywracający aborcyjny „kompromis” sprzed orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z roku 2020. Ten ostatni jest o tyle ciekawy, że Trzecia Droga przedstawiała swój program jako dwustopniowy: najpierw przywrócenie legalności aborcji eugenicznej, potem referendum dotyczące zakresu zakazu. Jednak w projekcie tej drugiej fazy nie ma, zapowiada się ją jedynie w uzasadnieniu, skądinąd wymagałaby ona specjalnej procedury. Powrót do stanu prawnego z 1993 r. okazał się zresztą najmniej kontrowersyjny. Nawet czterech posłów PiS głosowało przeciw odrzuceniu tego jednego projektu, a 21 wstrzymało się od głosu, w tej liczbie Jarosław Kaczyński.
Warto jednak zwrócić uwagę, że choć ta inicjatywa obu odłamów Trzeciej Drogi jawi się jako bardziej „umiarkowana” niż legalizacja aborcji na życzenie, to ma ona zarazem jakby obalić kontrowersyjny werdykt TK. Piszę „jakby”, bo przecież Sejm mógłby to zrobić skutecznie tylko w jeden sposób: zmieniając konstytucję. Ustawą tego zrobić nie może. Tyle że nowa koalicja orzeczeń obecnego Trybunału w zasadzie nie uznaje. Piszę z kolei „w zasadzie”, bo poza niewiążącymi sejmowymi uchwałami jego formalnej pozycji nie podważono.
Koalicja świętuje wyniki głosowania, ale los projektów aborcyjnych wcale nie jest pewny
Poza argumentami społecznymi i etycznymi posłowie PiS i Konfederacji podnosili argumenty prawne. Uznają oni, że proaborcyjne projekty są po prostu niekonstytucyjne. W przypadku projektu Trzeciej Drogi można się przynajmniej upierać, że Trybunał wydał orzeczenie w sprawie aborcji eugenicznej w wadliwym składzie (z udziałem „dublera”). Ale aborcja na życzenie? Zakwestionował ją w 1997 r. TK pod przewodnictwem Andrzeja Zolla. Choć profesor nie jest dziś aż tak wyrazistym konserwatystą, jak w tamtym czasie, w tej jednej kwestii, upiera się, że miał wtedy rację.
Oczywiście, formacje z aborcją na sztandarach nie będą się tym przejmować, a wobec praktycznego zablokowania Trybunału Julii Przyłębskiej mogą nie obawiać się prawnego kontrataku. Niemniej może to wzmocnić siłę oporu nielicznych antyaborcyjnych posłów nowej większości, nie mówiąc o prezydencie Andrzeju Dudzie. Notabene można wskazać i na inne wady nowych projektów. Formułka „aborcja jest legalna do 12. tygodnia ciąży” jest czystym frazesem, fikcją. W nowe prawo nie wpisano przecież żadnego mechanizmu weryfikacji wieku płodu.
Na razie koalicja świętuje wyniki głosowań z 11 kwietnia, i to w podwójnym sensie. Jako zapowiedź symbolicznej wygranej progresywnych poglądów, przynajmniej w Sejmie i Senacie, i jako akt zachowania względnej koalicyjnej jedności wobec głosów prawicy. Trudno jednak przewidzieć, co ma się urodzić z mariażu projektów Lewicy, KO i Trzeciej Drogi. Między „kompromisem” z roku 1993, czyli zakazem z trzema wyjątkami, a formułą aborcji na życzenie nie bardzo widać rozwiązanie pośrednie.
Lewica i Koalicja Obywatelska mogą z łatwością zablokować projekt Trzeciej Drogi, wraz z większością opozycyjnej prawicy. Gdyby z kolei z komisji wyszedł koncept nieograniczonego przerywania ciąży, układ głosów nie musiałby być taki sam jak w przypadku odsyłania wszystkich inicjatyw do dalszych prac. W głosowaniach nad trzema ustawami proaborcyjnymi, siedmiu–ośmiu ludowców było przeciw nim (w tej liczbie Marek Sawicki), dziewięciu–dziesięciu za nimi, a 15 na czele z prezesem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem wstrzymywało się od głosu. To w rękach tej piętnastki znalazłby się ostateczny los „wolnej aborcji”. Chyba trudno przewidzieć, jak by się poszczególni posłowie PSL zachowali. Ich obecne stanowisko (pozwolić na prace nad wszystkimi projektami) można uznać za czysto taktyczne. Możliwe, że oni sami nie wiedzą, jakie decyzje by ostatecznie podjęli.