Kiedy prawdopodobny kandydat na prezydenta USA zapowiada, że będzie namawiał Putina do (jeszcze większej) odwagi w atakowaniu państw NATO, które zbyt mało łożą na swoją obronę, od polskiego prezydenta oczekiwałabym bardziej przemyślanych wypowiedzi niż chwalenie się, że Trump dotrzymywał zawsze danego mu słowa. Jeszcze bardziej groteskowo brzmi pocieszanie się, że przecież Trump mówił to o Niemcach, więc my się niepotrzebnie przejmujemy, bo swoich zobowiązań zbrojeniowych dotrzymujemy. Nie trzeba się znać ani na polityce, ani na wojskowości – w zupełności wystarczy historia i geografia, żeby rozumieć, że to nie Niemcy są obecnie (i w dającej się przewidzieć przyszłości) najbardziej zagrożone rosyjską agresją. Nie ma zatem żadnego znaczenia, czy Trump miał na myśli Niemcy i to je pozwoli Putinowi zaatakować, gdy ten atak i tak musiałby się zacząć od Polski.