Jako scenarzysta M. Night Shyamalan miewa świetne pomysły. Jako reżyser potrafi je koncertowo zmarnować. Na szczęście „Pukając do drzwi” jest obrazem przyzwoitym. Oto do domku w głębi lasu, w którym para gejów zatrzymała się wraz z kilkuletnią córeczką, przybywa czwórka nieznajomych. Wdzierają się do środka i oświadczają, że zbliża się apokalipsa. Powstrzymać ją może tylko dobrowolna ofiara złożona z czyjegoś życia.
Początkowo na potwierdzenie swoich słów przybysze mają tylko słowa. Potem jednak telewizja zaczyna donosić o kolejnych tragediach i katastrofach. Jak zareagować w takiej sytuacji? Oddać się w ich ręce, czy też odrzucić tę „szczodrą” propozycję, ryzykując przyszłość miliardów ludzi?
Czytaj więcej
Gry planszowe tworzą przedstawiciele różnych zawodów. Autor „Klasku” jest stolarzem.
Shyamalan pod płaszczykiem thrillera przemyca do współczesnego, laickiego kina rozrywkowego szereg pytań dotyczących wiary. W tym to najważniejsze: czy rzeczywiście wierzymy? A może akceptujemy Boga, dopóki nie wymaga od nas żadnej ofiary? Oczywiście przewrotne jest, że w roli „jedynych czystych” reżyser stawia gejów.
Szkoda, że większość pracy muszą wykonać widzowie. Shyamalan dostarcza temat, ale nie zagłębia się w niego. Niedostatecznie też rozgrywa dramat czwórki przybyszy, którzy także są ofiarami.