Mimo wszystko jestem zaskoczony. Rozumiałem, że redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy” Paweł Lisicki wszedł od początku wojny we flirt z ludźmi, którzy na różne sposoby starają się podważać twardy kurs Polski i wolnego świata wobec Rosji. Podobnie jak wcześniej otwierał swoje łamy dla wyznawców rozmaitych teorii spiskowych dotyczących szczepionek czy antycovidowych restrykcji. Nie sądziłem jednak, że zajdzie tak daleko.
Przypomnę, że wcześniej dziennikarz odnosił się do tej wojny wycinkowo: a to chwaląc premiera Węgier Viktora Orbána za „powściągliwość”, a to protestując przeciw twierdzeniu premiera Mateusza Morawieckiego, że nasza suwerenność jest sprzężona z ukraińską. Pisałem już o nim jako o jednym z „realistów”. Niemniej całościowego programu nie przedstawiał. Nie robili tego także reprezentujący podobne podejście do tej wojny autorzy, jak Łukasz Warzecha, który ograniczał się z kolei do narzekań, że wojna będzie nas za dużo kosztować. I poza narzekania nie wychodził. Próżno było oczekiwać spójnego alternatywnego scenariusza.
Czytaj więcej
Pod jego rządami USA zaczęły się zmieniać w mocarstwo. Trochę same z siebie, ale przecież z ogromnym udziałem prezydenta: nacisk na zbrojenia to jego dzieło. Jako amerykański patriota miał na to znaczny wpływ.
Pośród szaleństwa
Ślady takiego scenariusza dostaliśmy teraz od samego naczelnego „Do Rzeczy”. Choć można odnieść wrażenie, że nawet część jego własnej redakcji go nie podziela.
Piszę o tym odrobinę bardziej emocjonalnie niż o innych politycznych opcjach i opiniach, bo przez kilka lat tworzyłem z Lisickim media. Nasze opinie często się rozchodziły, a jednak miałem wrażenie współpracy z zawodnikiem poważnym i przewidywalnym. Teraz uderza w tony namaszczonego realizmu. Ale robi to podczas dyskusji w internetowej telewizji wRealu24, ostatnio usuniętej z YouTube,a decyzją moderatorów serwisu.