W ostatnich tygodniach swojego życia Franklin Delano Roosevelt poczuł się zmuszony do wdania się z Józefem Stalinem w polemiki wokół sprawy Polski. Ale Sowieci umiejętnie podsycali jego lęki. Spór o to, który polski rząd ma być reprezentowany w San Francisco (konferencja, na której podpisano Kartę Narodów Zjednoczonych – red.) – emigracyjny w Londynie czy lubelski – wywołał ostentacyjną obrazę Moskwy. Sugerowano, że nie Mołotow, ale Gromyko będzie przewodniczył sowieckiej delegacji, co nasuwało Rooseveltowi myśl o marginalizacji jego ukochanego dziecka – Organizacji Narodów Zjednoczonych.