W bocznym ołtarzyku, między tradycyjnymi i przesadnie kanonicznymi wizerunkami świętych Jerzych i Mikołajów, znalazłem dziełko, z którego spoglądało na mnie kilkudziesięcioma smutnymi oczami liczne grono idealnie do siebie podobnych młodzieńców. Wszyscy w aureolach, powłóczystych szatach, z jednym tylko górującym nad nimi starcem, co – ten, kto pisał tę ikonę – zaznaczył siwizną włosów, nie odrębnymi rysami postaci. Grono dublerów mieściło się symbolicznie w jakimś zamczysku czy wieży, pod którymi – równie symbolicznie – tańczyło kilka purpurowych płomyków. A przed bramą zamczyska czekał, zapewne w nie najlepszych intencjach, zagon rycerzy w krzyżowych szatach. Absolutne braterstwo cech fizycznych grupy oblężonych postaci nieznający mowy ikon mogliby wziąć za brak inwencji autora, co byłoby błędem, bowiem identyczność świętych postaci ma przemawiać wyłącznie o tożsamości natury i losów młodzianków.