Przywołując paragrafy prawa zezwalającego urzędnikom na odebranie dziecka rodzicom, którzy stosują wobec swojego dziecka kary cielesne, Profesor krytykuje instytucje państwowe za ograniczanie rodzicielskiej wolności wyboru metod wychowawczych i za narzucanie rodzicom inspirowanego ideologią utylitarno-etatystyczną modelu “wychowania bezstresowego”. Filozof sprzeciwia się “przemocy instytucjonalnej” i argumentuje, że “właściwie rozumiany i odpowiednio stosowany” “przysłowiowy klaps” jest w pewnych przypadkach moralnym obowiązkiem rodziców, “imperatywem kategorycznym”, używając terminologii Immanuela Kanta. Przykładem takiej absolutnej konieczności użycia przemocy wobec dziecka jest według Profesora sytuacja, w której bawiący się w piaskownicy trzylatek zaczyna okładać rówieśnika łopatką po głowie. Obowiązkiem rodzica jest wówczas nie tylko odciągnięcie małego agresora, ale i “przekazanie mu (przez klapsa - JD), że robienie takich rzeczy jest bezwględnie zakazane”.

Pan Profesor dyskutuje z wadami zastanej rzeczywistości na poziomie idei, stosując argumenty filozoficzne i zdroworozsądkowe. I ma wiele racji. “Przysłowiowy klaps” w żadnej mierze nie powinien być wystarczającym powodem zabrania dziecka spod opieki rodziców i umieszczenia np. w rodzinie zastępczej. Byłaby to nieuzasadniona przemoc nie tylko wobec rodziców, ale przede wszystkim względem dziecka. Poza tym umieszczenie dziecka w rodzinie zastępczej nie stanowi zabezpieczenia przed przemocą. Amerykańskie badania pokazują, że najbardziej narażone na przemoc ze strony opiekunów są właśnie dzieci żyjące w rodzinach zastępczych.

Pisze Filozof, że “właściwie rozumiany i odpowiednio stosowany” klaps bywa koniecznością. To stwierdzenie jest i problematyczne i nieprawdziwe. Co to znaczy, że klaps jest “właściwie rozumiany” i “odpowiednio stosowany”? Czy kluczem do zrozumienia myśli Profesora ma być przykład trzylatka w piaskownicy? O ile zastosowanie przemocy, tj. oddzielenie małego agresora od ofiary jest niezbędne, żeby zapobiec dalszej eskalacji agresji i jej skutkom, o tyle bicie tego trzylatka Profesor uzasadnia koniecznością “przekazania mu”, że stosowanie przemocy wobec innych jest zakazane. Czyżby Filozof sugerował, że bicie dziecka “oduczy” je bicia innych? To wątpliwe. Najbardziej pierwotną formą uczenia się jest uczenie się poprzez naśladowanie. Liczne badania, przeprowadzone w ciągu ostatnich pięciu dekad, które w sumie objęły sto sześćdziesąt tysięcy dzieci z różnych grup społecznych i różnych kręgów kulturowych jednoznacznie pokazują, że stosowanie kar cielesnych przez rodziców i opiekunów prowadzi do zwiększenia agresji i przemocy u dzieci. Klapsa najczęściej daje dziecku rodzic, który jest posunięty do ostateczności, zezłoszczony na dziecko. W praktyce zatem, klaps niekoniecznie wynika z ciężaru przewinienia, którego dopuściło się dziecko, ale jest wyrazem frustracji rodzica. Dziecko dostaje od rodzica sygnał: wyrażanie złości przez bicie innych jest dopuszczalne. Nie jest moją intencją demonizowanie klapsów. Jeden lub kilka klapsów dziecka nie zniszczy, ale czynienie z klapsa moralnego obowiązku jest nie do obrony. Tym, co najbardziej kształtuje zachowanie dziecka jest nie wysokość kary, ale konsekwentne oddziaływanie. Mitem jest, że unikanie kar cielesnych to forma “wychowania bezstresowego”. Jeśli już karać dziecko, to raczej przez ograniczanie przywilejów, jak na przykład zabranie trzylatkowi na jakiś czas ulubionej łopatki, którą okładał w piaskownicy kolegę. Takie karanie jest znacznie skuteczniejsze, trwa dłużej niż klaps, i bywa całkiem stresujące, zarówno dla rodzica, jak i dla dziecka. Jednak, żeby skutecznie kształtować postawy dziecka, co także pokazują badania, trzeba przede wszystkim wzmacniać zachowania pozytywne, np. następnym razem w piaskownicy zachęcić naszego trzylatka, żeby pożyczył łopatkę koledze, który jej nie ma, i pochwalić go, jeśli tak uczyni.

Na koniec, pozwól Zbyszku (znamy się z profesorem Stawrowskim – był moim adiunktem w Katedrze Filozofii Człowieka kierowanej przez księdza Józefa Tischnera), że się zwrócę do Ciebie osobiście. Po przeczytaniu twojego tekstu, poruszony nim, zapytałem moje dzieci, ośmioletniego syna i sześcioletnią córkę, jak by się czuli, gdybym uderzył je za karę za zrobienie czegoś bardzo niewłaściwego. Przez pewien czas oboje patrzyli na mnie z niedowierzaniem. Po chwili mój syn z wyraźnie markotną miną na twarzy powiedział: “Byłoby mi bardzo smutno”. Zosia dodała: “Rób innym tylko to, co chcesz, żeby oni tobie robili”. Tak, Zbyszku, w zeszłym roku, kiedy oboje zaangażowani byli w jedną z licznych bratersko-siostrzanych “wojenek” przywołałem moim dzieciom słowa Kanta. Zapamiętali, czasem je sobie nawzajem powtarzają. Pamiętajmy i my, że w procesie wychowywania naszych dzieci nie tylko one się zmieniają, zmieniać się wraz nimi to nasz imperatyw kategoryczny.

Autor jest specjalistą psychiatrii dzieci i młodzieży, prowadzi badania nad uczeniem emocjonalnym we wczesnym dzieciństwie; pracuje na Uniwersytecie Michigan.