Mówiła wtedy, że jesteśmy jak straszni mieszczanie z wiersza Juliana Tuwima, którzy „patrzą na prawo, patrzą na lewo/ a patrząc – widzą wszystko oddzielnie/ że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo".
Ponieważ bardzo sobie ceniłem uwagi pani profesor (tak się zwracaliśmy do naszych licealnych nauczycieli), od tamtych czasów staram się zauważać, że wiele wydarzeń ma ze sobą związek. Czasem prowadzi to mnie do teorii spiskowych.
Wcześniejsze felietony Dominika Zdorta:
Najnowsza dotyczy Facebooka. Ale najpierw dłuższa dygresja. Najwyraźniej administratorzy tego serwisu doznali ostatnio wzmożenia lewicowego i postanowili zrobić porządek ze wszystkim, co im się kojarzy z nacjonalizmem. A – jak się okazało – kojarzy im się bardzo wiele. Zablokowane zostały facebookowe fanpage'e, m.in. Marszu Niepodległości, Ruchu Narodowego, Obozu Narodowo-Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej. Wyłączono konta działaczom oraz wielu osobom, które po prostu udostępniły na swoich profilach plakat wzywający do udziału w marszu 11 listopada. Niektórzy „zablokowani" – jak szef „Super Expressu" Sławomir Jastrzębowski – a także osoby, które się z „zablokowanymi" solidaryzują, już zapowiedzieli, że w tej sytuacji zlikwidują swoje konta na portalu społecznościowym.
Ja swoja blokadę facebookową już raz przeżyłem. Kiedyś udostępniłem link do strony internetowej „Rzeczpospolitej", a konkretnie do tekstu na temat manifestacji przeciwników promowania homoseksualizmu. Tak się zdarzyło, że tekst był ilustrowany zdjęciem z plakatem „zakaz pedałowania". Ktoś na mnie doniósł i Facebook wyłączył mnie na 24 godziny, grożąc poważniejszymi sankcjami w przyszłości.
Postanowiłem wtedy, że nie będę się obrażał. Dla człowieka, który spędza codziennie w pracy dziesięć godzin, a czasem więcej, portal społecznościowy jest wygodnym erzatzem życia towarzyskiego. Dzięki niemu podtrzymuję kontakty z wieloma ludźmi, których widuję rzadko. Tamto doświadczenie spowodowało jednak, że pożegnałem się z częścią swoich internetowych znajomych, przede wszystkim z tymi, którym nie ufam. Pozostawiłem grupę najbliższych, którzy tolerują moje poglądy, z nadzieją, że nie kryją się wśród nich donosiciele. Później zrobiłem kolejną weryfikację, usuwając tych, którzy uczestniczyli w akcji malowania swoich zdjęć profilowych na tęczowo.