To miejsce jest jednym wielkim zgniłym kompromisem. Dosłownie. Z sufitu wykutej w skale gór Sierra Guadarrama gigantycznej nawy prowadzącej do grobowca Francisco Franco kapie woda, w wielu miejscach pojawił się grzyb. Winda prowadząca do punktu widokowego na szczycie 150-metrowego krzyża, który góruje nad kompleksem, już nie działa. Sam nagrobek dyktatora niby jest obiektem kultu, ale obsługa kompleksu musi stale pilnować, aby któryś ze zwiedzających złośliwie nie przeszedł po płycie. Nie wiadomo, kto każdego dnia kładzie tu świeże kwiaty. Nie ma nawet oficjalnego wytłumaczenia, czy godny faraonów kompleks, który miał skalą dorównać pobliskiemu pałacowi-klasztorowi Escorial króla Felipe V, został zbudowany niewolniczą pracą republikańskich więźniów czy przeciwnie, był to akt miłosierdzia ze strony Franco wobec pojmanych wrogów.
– Przecież za każdy przepracowany tu dzień więźniowie mieli darowanych kilka dni kary – oburza się pilnująca kompleksu Carmen, gdy jej koleżanka Inez opowiedziała mi nieprzychylną dla Franco wersję wydarzeń.
– Tak, ale wyroki na republikanów od początku były nielegalne – ucina Inez.
Od ciszy do kultu
Hiszpański parlament 11 maja podjął uchwałę o wyprowadzeniu prochów Francisco Franco. Miałyby one trafić do jego rodzinnego grobowca w kompleksie wojskowym El Pardo w okolicach Madrytu, gdzie od 30 lat spoczywa żona dyktatora. Rzecz niezwykła: uchwale podjętej z inicjatywy uważającej się za dziedziczkę republikanów socjaldemokratycznej partii PSOE nie sprzeciwiła się konserwatywna Partia Ludowa (PP), w której po ustanowieniu demokracji schroniło się wielu frankistów i ich potomków. Ugrupowanie Mariano Rajoya wstrzymało się od głosu. I choć sam premier na razie odmówił wypełnienia uchwały (nie jest ona prawnie zobowiązująca), to przebieg głosowania w Kortezach stawia pod znakiem zapytania całą koncepcję puszczenia w niepamięć przeszłości w imię budowy demokracji z udziałem całego społeczeństwa. A to był przecież wzorzec tego, jak przełamać dyktaturę, dla wielu krajów świata, w szczególności w Europie Środkowej i Ameryce Łacińskiej.
Bo choć Polska nie przeszła przez wojnę domową jak Hiszpania, atmosferę dwuznaczności, jaką przesiąka Valle de los Caidos, można odnaleźć na warszawskich Powązkach wojskowych, gdzie obok żołnierzy kampanii wrześniowej, powstania styczniowego i powstania warszawskiego wciąż spoczywają prochy Bolesława Bieruta i Juliana Marchlewskiego, a także Wojciecha Jaruzelskiego.