Sprawa „Kronosa" przypomniała mi się dosłownie przed chwilą, po przeczytaniu informacji o odnalezieniu kolejnego Świętego Graala. Znowu we Francji, chociaż tym razem szczęśliwie dano już spokój Gombrowiczowi. Cudem uratowany apokryf uważany jest przez jego wydawcę (a kogóż by innego) za przełom i nowe otwarcie w dziejach recepcji twórczości Marcela Prousta. Nosi tytuł „Siedemdziesiąt pięć stron" („Les Soixante-quinze feuillets"), a ciekawe teraz, czy zgadną Państwo, jaką posiada objętość. I właśnie ta niewielka, odkopana przez literaturoznawców-archeologów krypta ma przesądzać o sensie i wymowie ogromnej, liczącej kilka tysięcy stron, Proustowskiej katedry. Jeżeli dusza Marcela Prousta, gdziekolwiek teraz się znajduje, myślała, że udało się jej zdążyć stąd ewakuować przed nastaniem zarazy clickbaitów, to od paru dni przeżywa piekielne męki rozczarowania.