Kiedy ta sama redakcja wyrzuciła mnie za felieton o tym, że ksiądz Oko nie jest „wariatem", mówiono mi, że nikt uważnie nie czyta treści, ważny jest główny „przekaz". Szczęśliwie wyswobodzona z przynależności do tego pisma zajmę się więc przekazem i niczym więcej.
Zajmę się nim nie jako publicystka, tylko jako zwykły przechodzień. Załóżmy, że idę ulicą ze znajomą nastolatką. Dziewczyna przeżywa burzę hormonów. Należy do tych, którym jak najszybciej i codziennie trzeba uświadamiać, jakie są konsekwencje zbliżenia. Oświecić. „Wyedukować seksualnie". Więc idziemy ulicą i nagle dziewczynie uginają się nogi, łapie mnie za rękę. Oto naprzeciw nas idzie on. Wita się, uśmiecha i widzę, że ona też robi na nim wrażenie. Idziemy dalej razem. On zaprasza ją do kina. Przyciąganie tych dwojga czuje się na kilometr. Przechodzimy koło kiosku. Czy chcemy, czy nie, rzuca się nam w oczy okładka: „Aborcja jest OK". Czyli jak? Super jest aborcja. Czadowo jest ją sobie zrobić. To nawet widać po uśmiechach kobiet na okładce. Ciekawe, czy one są tuż przed tym superwydarzeniem, czy już po i tylko wspominają. Nic to – przecież zawsze można się postarać o następną ciążę i zrobić sobie następną aborcję. I ten przekaz właśnie zostaje w głowach pary nastolatków. Jest mocny i dociera.
Zatem byle do wieczora. Wymazujemy wszystko, co postępowi i liberalni rodzice nam powiedzieli. Żadne tam zabezpieczenia, obliczania dni płodnych. Po co? Jeśli zbliżenie poskutkuje zapłodnieniem, to zrobimy sobie coś bardzo cool – aborcję. Opowiemy potem kolegom i zrobi się fajna moda. Feministki nasze kochane. Przesadzam? Coś nie tak? Przekaz to przekaz. OK znaczy OK. Krótko i bez wątpliwości. Bo przecież o to chodzi. Zdejmijmy z kobiety (dlaczego tylko z kobiety?) ten garb odpowiedzialności. Wykochajmy się i dołączmy do aktywnych superaborcjonistek. To jest OK, podobnie jak sport i dobre odżywianie.
Od lat zwracam uwagę na poziom myśli liberalnej w Polsce i jej konsekwencje. Od lat widzę aż nazbyt wyraźnie, że poza nielicznymi wyjątkami polskie feministki są zainteresowane tylko feministkami i do nich adresują swój przekaz. Kobiety jako takie nie mają dla nich znaczenia. Niski poziom argumentów wynika z tego, że siła, jaka prowadzi do tej pięknej idei, to prosty snobizm, a nie przekonania. Karierowiczostwo, a nie troska. Dlatego można dojść do stworzenia absurdalnego hasła „Aborcja jest OK".
Kiedy napisałam o tym coś na swoim profilu na Facebooku, jedna z prawdziwych feministek odpisała mi, że przecież chodzi o przeciwwagę dla ustaw, jakie się szykują. Że trzeba zwrócić uwagę na edukację seksualną, a rozwój ciąży jest wyborem kobiety. Więc pytam – po co edukacja seksualna, jeśli aborcja jest OK? Czego mianowicie ma się unikać, jeśli usunięcie ciąży jest super? Jedyną zaletą tej najgłupszej z akcji jest dialog, jaki to pseudoliberalne hasło wyzwoliło. Kobiety postępowe i często niewierzące zaczęły odpowiadać: aborcja nie jest wcale OK. Wiele z nich przyznało się do traumy poaborcyjnej.