To mniej więcej tak, jak sprawić sobie adidasy marki Puma, albo lody truskawkowe o smaku porzeczkowym. Rieslingiem było każde białe wino, wytrawne lub słodkie, zrobione zasadniczo z winogron, których nazw i tak nikt by nie spamiętał. Czasy przyszły nowe i narracja teraz taka, że riesling to, dacie państwo wiarę, gatunek winogron dający wino o tej nazwie. Białe – tyle przynajmniej się nie zmieniło".
Tak zaczynałem dekadę temu felieton o rieslingu, szczepie o nieprawdopodobnych możliwościach. Daje jedno z niewielu białych win, które można przechowywać latami. Mamy rieslingi leciutkie, zwiewne i kwiatowe, mamy też surowe i srogie, skąpane w nafcie. Są wytrawne do szpiku kości i słodycze pełne miodu. A pośrodku? Tak, pośrodku, bo dziś piszę o winach półwytrawnych. To spore ryzyko, bo półwytrawne to co prawda ulubiony gatunek wszystkich cioć, jednak nie spodziewamy się zwykle po tych winach sensownej jakości. A tu proszę, niespodzianka!