Trochę przez przypadek i na przekór czasom. Wielu nie mogło uwierzyć, a i dziś sporo jest takich, którym wydaje się, że to jakaś wyreżyserowana zmyła. Spisek Chińczyków, lekarzy, firm farmaceutycznych albo kosmitów. Bo przecież nie może być tak, że śmierć jest realna. Jeszcze niedawno odganialiśmy ją skutecznie kremami i pastylkami, a jeśli ktoś faktycznie umierał, to mówiło się, że „odchodzi".
Jeśli pominąć feralne przypadki katastrof samochodowych albo lotniczych (kto zresztą kiedykolwiek widział katastrofę lotniczą, chyba tylko w telewizji!!!), śmierć jest niezauważalna. Żyjemy, pracujemy, jemy, spacerujemy w świecie ludzi żywych. Jeśli ktoś „odchodzi", to zwykle poza zasięgiem oczu żyjących. Dostaje – dajmy na to – nagłych bóli w klatce piersiowej, więc wzywa się karetkę. Przyjeżdżają faceci w kitlach, robią masaż serca połączony ze sztucznym oddychaniem, czasem użyją defibrylatora, a potem pakują przykrytego prześcieradłem delikwenta do karetki. Ta zaś odjeżdża zawsze na sygnale, co musi oznaczać jedno: w środku wszyscy są żywi. Jaka więc śmierć? O czym my mówimy?