Po Stanach Zjednoczonych Irlandia, Holandia, Niemcy. W ogóle odnoszę wrażenie, że wkrótce każdy, kto będzie myślał „pedofil”, od razu skojarzy to z księdzem katolickim. Przesadzam? Skądże znowu. Nie tak dawno największa wciąż polska gazeta napisała na pierwszej stronie o „grzesznych czynach Kościoła”. Czy nie mam prawa wnioskować, że owe przerażające przecież akty, których ofiarą padają niewinne dzieci, były dziełem Kościoła, a nie jego niektórych sług?
W tym przekonaniu utwierdziłem się po tym, jak „New York Times”, a za nim wszystkie niemal dzienniki, napisał, że być może w pedofilię (albo jej tuszowanie) był uwikłany (jest?) papież. Oto jak zaczyna się historia (cytuję za „GW”): „sprawa [amerykańskiego księdza pedofila Lawrence’a Murphy’ego] zaczęła wychodzić na jaw w połowie lat 70., ale policja zlekceważyła kilka doniesień, a miejscowy biskup albo nie wierzył w nie, albo postanowił milczeć «dla dobra diecezji»”. Do kierowanej przez kardynała Josepha Ratzingera Kongregacji Nauki Wiary doniesienie o możliwych nadużyciach dotarło w 1996 roku – w 1974 roku sam Murphy został ze szkoły wydalony. Był on już wtedy ciężko chory. W 1998 r. napisał do kardynała Ratzingera: „proszę o pomoc. Jestem schorowany i pokutuję za dawne czyny. Teraz chciałbym dożyć dni jako kapłan”. Dożył, zmarł cztery miesiące później.
Ten wątły związek między kardynałem a księdzem Murphym (na tyle wątły, że w innym przypadku nikt poważny nie ośmieliłby się zapewne o nim wspominać) wystarczy, by pisać, że kardynał Joseph Ratzinger zlekceważył informację o amerykańskim księże pedofilu (wersja łagodna) lub też, że Benedykt XVI wiedział o molestowaniu dzieci (wersja ostra). Jeszcze trochę i okaże się, że papież ponosi osobistą odpowiedzialność za nadużycia seksualne w Kościele. I to mimo listu potępiającego, jaki Benedykt XVI wysłał do księży w Irlandii, i zapowiedzi podjęcia najsurowszych środków, by owo ohydne zjawisko z Kościoła wyplenić. Dziwnym trafem doniesienia te zbiegły się w czasie z informacjami o tym, że Kościół zamierza znieść celibat – polecam ostatnią okładkę „Newsweeka”. A więc Kościół katolicki to celibat, celibat to pedofilia, receptą na pedofilię w Kościele będzie jego zniesienie. Osobliwe. Statystycznie częściej akty pedofilii popełniają osoby świeckie i to żonate. Posługując się tą logiką, należałoby nie tylko znieść celibat, ale też małżeństwo.
Wątpię przeto, by uwaga, jaką niektóre media poświęcają pedofilii w Kościele, była dowodem troski o dobro dzieci. Kościół katolicki to ostatni w liberalnym, zachodnim społeczeństwie niedemokratyczny autorytet, konkurujący z mediami o władzę nad świadomością ludzi. I to raczej, obawiam się, a nie podatność na pedofilię sprawia, że stał się on głównym, negatywnym bohaterem.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2010/03/26/kosciol-w-cieniu-pedofilii/]Skomentuj[/link][/ramka]