Istnieje teoria, że w obecnych czasach przeżywamy upadek powieści. Ambitnym czytelnikom w takim układzie pozostają więc biografie lub pamiętniki i dzienniki. Oczywiście od każdej zasady można znaleźć wyjątki, ale faktycznie coś jest na rzeczy. Dotyczy to zwłaszcza codziennych, przelewanych na papier bądź do komputera, refleksji pisarzy. Najbardziej intrygujące są te, które – niezależnie od walorów literackich – kryją w sobie pewną tajemnicę, jakąś dodatkową, nie zawsze świadomie przez autora przekazywaną treść. Choćby zapiski Jana Lechonia i Jarosława Iwaszkiewicza. Czasem dziennik stanowi pretekst do pogłębionej, swobodnej publicystyki, a kiedy indziej to tylko suchy (wręcz nudny) harmonogram zdarzeń, cenny wyłącznie dla przyszłych historyków. Bywa jeszcze inny przypadek. Czasem pisarz ceniony, spełniający się na innych literackich frontach, pisze dziennik, traktując go również jako formę kontaktu ze swymi stałymi czytelnikami. Wzorcem z Sevres takiego pisania są dzienniki Józefa Hena. Autora pod wieloma względami wyjątkowego, obchodzącego 8 listopada 95. rocznicę urodzin. Jubilat w jednej z książek (biografii Tadeusza Boya-Żeleńskiego) następująco wskazywał, co jest przydatne do dobrego pisania: „oczytanie, kulturę literacką, kulturę myśli, energię wysłowienia, bogatą polszczyznę, swadę." Można dodać, że wszystko to również ma sam Hen. Właśnie z tego powodu jego dzienniki czyta się bardzo dobrze. Napiszmy więcej: trudno się od nich oderwać. Przede wszystkim jest to kopalnia niesamowitych historycznych opowieści i anegdot. Takich, których próżno szukać w większości opracowań naukowych. Dotyczą one słynnych pisarzy, ciekawych sytuacji towarzyskich, a także sprawy nie do przecenienia – oddawania nastrojów zarówno czasów przedwojennych, jak i powojennych, w tym np. lat 40.