Ludzie bez tożsamości

Po upadku komunizmu w jego miejsce pojawiła się pustka. Nostalgia była więc nieunikniona - mówi Anne Applebaum

Publikacja: 13.06.2009 15:00

Anne Applebaum

Anne Applebaum

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

[b]Rz: Jak znajdowała pani osoby, z którymi spotykała się podczas podróży przez Litwę, Rosję, Białoruś i Ukrainę w roku 1991, która zaowocowała wznowioną właśnie książką „Między Wschodem a Zachodem. Przez pogranicza Europy”?[/b]

Miałam kilka kontaktów, ale jednak niewiele – w Wilnie, Mińsku, Lwowie. Osoby, które poznawałam w różnych miejscach po drodze – pamiętam, że jedną z nich był wykładowca literatury angielskiej na lwowskim uniwersytecie – dawały mi namiary na kolejne. To były inne czasy. Ludzie nawet nie mieli telefonów. Nie było łatwo się skontaktować, tak że większość osób poznałam przypadkowo. I te spotkania były najciekawsze.

[b]Czy miała pani wrażenie, że ktoś za panią podąża, śledzi panią?[/b]

Nie. Pewnie dlatego, że to był już sam koniec istnienia Związku Radzieckiego. System komunistyczny istniał tylko na papierze. Gdy załatwiałam sobie wizę w rosyjskim konsulacie, panowała tam jakaś dziwna i nerwowa atmosfera. Był to dzień puczu. Kilka tygodni później, we wrześniu, wyjechałam do Rosji. Można już było swobodnie podróżować, co wcześniej dla ludzi z Zachodu, a przypuszczam, że też dla Polaków – było niemożliwe. Ludzie, których spotykałam byli już bardziej otwarci, mieli szerszy dostęp do telewizji i innych mediów. To był ciekawy moment dla prasy postsowieckiej, otwarcie mówiono wtedy o wielu sprawach.

[b]Nie trwało to długo.[/b]

Nie i dlatego myślę, że wartość mojej książki polega na uchwyceniu momentu przemian, po którym niemal wszystko zwróciło się w innym kierunku. W chwili pełnego nadziei otwarcia po upadku Związku Radzieckiego ludzie zadawali sobie pytanie, kim są. Moja książka traktuje właśnie o głębokich problemach ludzi pozbawionych tożsamości. Białorusini na przykład w ogóle nie wiedzieli kim są – czy Sowietami, czy Rosjanami, czy Białorusinami. To ostatnie było dla nich szczególnie wątpliwe, ponieważ nawet nie mówili po białorusku. Do dziś mają niewiele uczuć – może nie użyję słowa nacjonalistycznych – patriotycznych. Największym szokiem w czasie podróży po krajach postsowieckich było dla mnie to, że Białorusini mówili o sobie, że są „tutejsi”, że „są ludźmi stąd”, zamiast nazywać siebie Białorusinami. W Mołdawii mieszkańcy czują się albo Rumunami, albo Rosjanami. Co to jest państwo mołdawskie – nie mają pojęcia.

[b]W książce używa pani słowa nacjonalizm. Czy właśnie raczej nie miała pani na myśli patriotyzmu?[/b]

To zależy od punktu widzenia. Mówię o tym we wstępie do książki. O tym, jak ważne są uczucia nacjonalistyczne, by czuć się odpowiedzialnym za państwo. Wtedy spotkani i opisywani przeze mnie ludzie ich nie mieli, co moim zdaniem stało się – jest – źródłem korupcji. Jeśli ludzie nie czują się odpowiedzialni za siebie nawzajem, swój naród i państwo, to nie czują się winni brania łapówek i sprzeniewierzania pieniędzy. Korupcja dotknęła wszystkie byłe kraje komunistyczne za wyjątkiem państw nadbałtyckich. One krócej podlegały Związkowi Radzieckiemu, mają silne poczucie odrębności, swój język, nie są słowiańskie. Na Ukrainie i Białorusi sytuacja do dziś jest dramatyczna – mieszkańcy tych państw nie czują się odpowiedzialni za swoje kraje.

[b]Czego spodziewała się pani po wizycie w Kobryniu, skąd pochodzi część pani rodziny?[/b]

Właściwie niczego. Nigdy się o nim nie mówiło. Nie istniała rodzinna mitologia. Rodzina mamy pochodzi z Alzacji. Pradziadek ze strony ojca przybył do Ameryki w XIX w., nawet mój ojciec nie wiedział skąd. Wreszcie babcia przeprowadziła małe dochodzenie i dowiedziała się, że jej tata pochodził z Kobrynia.

[b]W opisie Kobrynia wyczuwa się nostalgię za światem, którego już nie ma. Odnajduje pani dawną synagogę, do której wejście jest zatarasowane konstrukcją z drutu kolczastego. Z boku widnieje napis „Browar”.[/b]

Tak, to smutne, że nie ma już na tamtych terenach dawnego świata polskiego, żydowskiego, a nawet chłopskiego. Chłopi zostali zurbanizowani i zsowietyzowani. Brak tam tożsamości historycznej, świadomości tego, co było wcześniej. Zgodnie z doktryną komunistyczną przeszłość miała być przekreślona i zapomniana. Po upadku komunizmu w jego miejsce pojawiła się pustka. Nostalgia była więc nieunikniona.

[b]Niektóre z osób opisuje pani naturalistycznie i nieco złośliwie – stare kobiety leżące w barłogach, w brudnych szmatach.[/b]

Ale ci ludzie właśnie tak wyglądali. Nie miałam do nich stosunku nacechowanego wyższością wynikającą z tego, że jestem z Zachodu. Były też tak wspaniałe osoby, jak pan Michał Wołosewicz mieszkający z żoną w litewskich Bieniakoniach. Ten człowiek mówił wierszem! Potrafił wspaniale improwizować. Znał mnóstwo lokalnych historii i legend.

[b]Nigdy nie bała się pani w czasie podróży? „Kierowca się zatrzymał, miał brudne mankiety koszuli, jego łysa głowa świeciła się od tłuszczu. Powiedział, że muszę mu dać więcej pieniędzy”. Na statku „Junost” z Odessy do Stambułu piła pani z rosyjskimi przemytnikami.[/b]

Wtedy się nie bałam. Ludzie byli dla mnie bardzo życzliwi, poza kilkoma wyjątkami bardzo chcieli pomóc. A dziś obawiałabym się takiej wyprawy. Teraz nawet boję się chodzić po Moskwie w biały dzień.

[b]Pracuje pani nad trzecią książką poświęconą stalinizmowi.[/b]

Dotyczyć będzie Polski, Węgier i NRD. Ukończę ją pewnie za dwa lata.

[i][b]Anne Applebaum[/b] – amerykańska pisarka i dziennikarka, felietonistka „The Washington Post”. W latach 1988-1991 warszawska korespondentka „The Economist”. Za ksiązkę „Gułag” otrzymała w 2004r. nagrodę Putlizera w kategorii „non fiction”.[/i]

[b]Rz: Jak znajdowała pani osoby, z którymi spotykała się podczas podróży przez Litwę, Rosję, Białoruś i Ukrainę w roku 1991, która zaowocowała wznowioną właśnie książką „Między Wschodem a Zachodem. Przez pogranicza Europy”?[/b]

Miałam kilka kontaktów, ale jednak niewiele – w Wilnie, Mińsku, Lwowie. Osoby, które poznawałam w różnych miejscach po drodze – pamiętam, że jedną z nich był wykładowca literatury angielskiej na lwowskim uniwersytecie – dawały mi namiary na kolejne. To były inne czasy. Ludzie nawet nie mieli telefonów. Nie było łatwo się skontaktować, tak że większość osób poznałam przypadkowo. I te spotkania były najciekawsze.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą