Wojna po polsku. Dziesięć najlepszych książek o latach 1939 – 1945

Lata 1939 – 1945, jak żaden inny okres w naszych dziejach, zobrazowane zostały przez literaturę: i tę powstałą w kraju, i na emigracji.

Publikacja: 11.09.2009 20:31

Wojna po polsku. Dziesięć najlepszych książek o latach 1939 – 1945

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta Janusz Kapusta

Które z niezliczonych książek na ten temat przetrwały próbę czasu, a które – niezależnie od ich niegdysiejszej rangi – powinny już trafić do archiwaliów, to pytanie otwarte. Swoją podpowiedź traktuję jako próbę odczytania na nowo pozycji w swoim czasie, być może niedocenionych, a jednocześnie przyjrzenia się tytułom nowym, wciąż powstającym.

Wojna obronna 1939 roku, podwójna okupacja, rzeź na Wołyniu, Katyń, powstanie warszawskie, to wciąż żywa historia. A tragedie i dramaty, które w najtrudniejszych dla Polaków latach dotknęły niemal każdą rodzinę w naszym kraju, nie zostały zapomniane i domagają się zadośćuczynienia. Niechby tylko pisarskiego.

Uprzedzając najważniejszą z wątpliwości, które budzić może poniższe zestawienie, informuję, że świadomie nie uwzględniłem tu klasycznej literatury obozowej, gdyż ta ze względu na swój ciężar gatunkowy musiałaby zdominować podobną listę. A mnie interesowała wojna – wojna po polsku.

1. Włodzimierz Odojewski „Zasypie wszystko, zawieje” (1973)

– zdaniem Marii Janion „najbardziej romantyczna polska powieść napisana w XX wieku”. Z całą pewnością arcydzieło, niekiedy porównywane – ze względu na pokrewieństwo kresowe, choć u Odojewskiego mamy Podole, a u Mackiewicza Wileńszczyznę – z „Drogą donikąd”, jednak pod względem artystycznym daleko bardziej doskonałe. Przez długie lata w tej obszernej powieści rozgrywającej się na przełomie lat 1943 – 1944 przede wszystkim zwracano uwagę na nieobecny wcześniej w literaturze powstałej w kraju wątek katyński. Nie on jest jednak w „Zasypie wszystko, zawieje” najważniejszy, choć trudno zapomnieć opis tego, co w lesie pod Smoleńskiem ujrzał bohater powieści, Paweł Woynowicz, który miał nadzieję odnaleźć tam zwłoki brata i przewieźć je do grobu rodzinnego.

Wojna i okupacja przedstawiona przez Odojewskiego poraża. Jest to nieprzerwany ciąg rzezi, walk, egzekucji. Ostatnie sceny powieści ukazują napad na rodzinne Gleby Woynowiczów, podczas którego chłopstwo rujnuje dwór i tłukąc kijami, zabija matkę Pawła, zwłoki jej topiąc w gnojówce. Paweł dopełnia dzieła zniszczenia, paląc żywcem morderców, następnie wykuwa z lodu ciało matki i z trupem tkwiącym w brudnej bryle odjeżdża w zimowej zamieci.

Śmiercią przeniknięte jest tu wszystko, a całość to w istocie apokaliptyczny obraz upadku Rzeczypospolitej – ponownego upadku, którego początek daje przekroczenie rzeki Zbrucz przez podążających na zachód Sowietów. Jeśli zaś chodzi o jeden z ważniejszych wątków powieści, nienawiści polsko-ukraińskiej, to autor – między wierszami – podpowiada: kres jej położyć może tylko prawda. Ta, która boli najbardziej, na którą wciąż czekamy, a bez niej tragedia, jaka dokonała się na Podolu i na Wołyniu, będzie wciąż żywa. I wciąż nie do pojęcia.

2. Melchior Wańkowicz „Bitwa o Monte Cassino” (1945 – 1947)

– największe, monumentalne dzieło polskiego reportażu wojennego. Trwającą kilkadziesiąt godzin walkę o broniony przez Niemców klasztor-twierdzę przedstawił pisarz na podstawie setek żołnierskich relacji, wzmocnionych źródłami w postaci rozkazów, meldunków, dokumentów sztabowych. I, oczywiście, własnych obserwacji, bo był to reportaż uczestniczący. Przy czym faktografia nie przesłoniła autorowi obrazu batalii, w której najważniejszy był dla niego trud pojedynczego żołnierza. Gawędziarski ton narracji skrywa w sobie polifonicznie brzmiące głosy, różniące się pod każdym względem jak różniła się mowa tego ostatniego wojska Rzeczypospolitej, które tworzyli przecież nie tylko Polacy, bo i Ukraińcy, i Żydzi, i Tatarzy, i Białorusini.

Wysuwano jednak wobec „Bitwy o Monte Cassino” bezsensowne pretensje, m.in. o polonocentryzm właśnie. Krytycy skrupulatnie wyliczali, że pod Monte Cassino walczyli również żołnierze z Nowej Zelandii i Kanady, Nepalu i Indii, Francji i Anglii, Stanów Zjednoczonych i Związku Południowej Afryki, Tunezji i Algierii, Maroka i Senegalu, Włoch i Brazylii. Wszystko to prawda i Wańkowicz tego nie przemilczał, ale był Polakiem i pisał dla Polaków – o żołnierzu polskim.

3. Józef Mackiewicz „Nie trzeba głośno mówić” (1969)

– chronologicznie rzecz ujmując, dalszy ciąg „Drogi donikąd” z 1955 roku. Akcja powieści rozpoczyna się 22 czerwca 1941 roku, z chwilą ataku hitlerowskich Niemiec na ZSRR, a toczy się głównie na Wileńszczyźnie, wraz z upływem czasu i zachodzącymi wydarzeniami przenosząc się zarówno na wschód, jak i na zachód. Całość podzielona jest na cztery części, a każda z nich obejmuje jeden rok wojny.

Dokumentalny charakter książki, podbudowanie jej autentycznymi dokumentami sprawiło, że zdaniem np. prof. Stanisława Swianiewicza traktowana być może jako źródło badań nad polityką wschodnią III Rzeszy. Wschodnią, bo Mackiewiczowi nie chodziło jedynie o Wilno, o Kresy Rzeczypospolitej, o Polskę, lecz o wielką, wschodnią część Europy, która właśnie Europą być przestawała.

W „Nie trzeba głośno mówić” podważył Józef Mackiewicz szereg okupacyjnych mitów, przede wszystkim ten o „jedności moralno-politycznej” narodu wobec najeźdźców. W istocie nie było żadnej jedności i mieszkańcy wschodnich terenów RP nie rozumieli, dlaczego przywódcy Państwa Podziemnego i dowódcy Armii Krajowej inaczej traktują Niemców, a inaczej Sowietów.

Dla prof. Włodzimierza Boleckiego „Nie trzeba głośno mówić” jest „powieścią o klęsce. O najstraszniejszej klęsce, jaka dotknęła Polskę w ciągu jej nowożytnego istnienia”. Żeby coś zrozumieć z naszych najnowszych dziejów, trzeba dojść do sedna tego zdania, do tego, co zostało w nim powiedziane.

I jeszcze ciekawostka: w 1969 roku w Londynie Zjazd Delegatów b. Żołnierzy AK uznał „Nie trzeba głośno mówić” za „paszkwil, który zniesławia władze Polski Podziemnej oraz dowództwo i żołnierzy Armii Krajowej”.

4. Marek Celt „Biali kurierzy” (1989)

– opowieść o kurierach krążących między Węgrami a okupowanymi przez Sowietów wschodnimi obszarami Rzeczypospolitej. Kurierach potrójnie białych – bo w białych kombinezonach na białym śniegu rzucili wyzwanie czerwonym. Sowieckim czubarykom, ale i ich pomagierom: ukraińskim, żydowskim, polskim także, bo renegatów wcale nie było mało. „Biali kurierzy” to także zajmująca opowieść o rodzinnym Drohobyczu Marka Celta (naprawdę Tadeusza Chciuka, rodzonego brata Andrzeja – autora sławnej „Atlantydy. Opowieści o Wielkim Księstwie Bałaku”). Właśnie lwowskim bałakiem spisał Celt niemałą część dialogów „Białych kurierów”, przynoszących – między innymi – ściskające serce opisy „zakneblowanego miasta”.

Marek Celt, cichociemny, w 1943 r. awansowany na szefa kurierów – napisał żywą historię, swoją i swoich przyjaciół, także takich, którzy nie wiedzieli nawet, że są kurierami Związku Walki Zbrojnej, a później Armii Krajowej. Po prostu przewozili rozkazy i meldunki, listy i pieniądze, przeprowadzali ludzi, szczególnie zagrożonych „tu” lub szczególnie potrzebnych „tam”. To była druga generacja lwowskich Orląt („król białych kurierów” Władysław Ossowski u progu wojny miał... 14 lat), z których niejeden „choć nieuczony i batiar, swój pomyślunek polski miał, na Węgry chodził, męczył się po górach i śniegu, marzł i bolszewików szczelał”.

5. Janusz Jasieńczyk (naprawdę: Janusz Poray-Biernacki) „Słowo o bitwie. Tryptyk powieściowy” (1955)

– chyba najlepsza polska książka batalistyczna przedstawiająca wojnę, której... nie było. Tytułowa bitwa toczy się o fikcyjne El Ain. Poray-Biernacki był uczestnikiem kampanii afrykańskiej i już w 1945 r. wydał reporterską książkę „Po Narviku był Tobruk”. „Słowo o bitwie” ma już zupełnie inną, o wiele bardziej skomplikowaną strukturę. Bitewny bałagan (jeden z bohaterów powieści tak właśnie definiuje bitwę – jako bałagan) pokazany jest z różnych miejsc, z zupełnie innych punktów widzenia, przez różnych bohaterów. Inaczej postrzegają go dowódcy, zgoła inaczej wykonawcy ich rozkazów.

Jasieńczyk, żołnierz Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, na własnej skórze poznał wyjątkowość walki w warunkach pustynnych. Kulminacyjna scena powieści składającej się z zebranych, ułamkowych relacji dzieje się w szpitalu, gdzie ranni dyskutują o sensie walki, o specyfice tego zbiorowego wysiłku, jakim jest wojna, o bohaterstwie wreszcie, definiowanym w zgoła romantyczny sposób jako „poświęcenie wielkiego niematerialnego dobra osobistego na rzecz dobra ogólnego wyższego rzędu”.

Wielkie dzieło pisarskie, wbrew zapewnieniu autora, wcale niebędące jego „tworem wyobraźni”.

6. Ksawery Pruszyński „Trzynaście opowieści” (1946)

– nie był daleki od prawdy Piotr Kuncewicz, utrzymując, że z dwudziestowiecznych pisarzy jedynie Pruszyński potrafił odnaleźć sens w wojnie: „Stąd – pisał – mimo że mówi o daremnej walce i śmierci, jest to twórczość niebywale krzepiąca i jej ciepło promieniuje nawet na dzień dzisiejszy”.

Opowiadania autora „Madonny Mikulińskiej” to w najczystszej formie kontynuacja gawędy zajmującej w literaturze polskiej jakże godne miejsce. Świętym prawem gawędy jest, nazwijmy to delikatnie, dość dowolne traktowanie faktów będących punktem wyjścia opowieści. Nieporozumieniem jest więc oskarżanie autora „Trzynastu opowieści” o mijanie się z prawdą, z autentykiem. Dla Pruszyńskiego historia składała się z powtarzalnych faktów, między którymi istniała więź, często bardzo mocna i żywa.

Ksawery Pruszyński wielokrotnie wykazywał instynkt rasowego reportera, ale w „Trzynastu opowieściach” przedstawił wojnę mistyczną, wojnę, w którą wpisana jest wyraźna, choć trudna do zdefiniowania, magia. W zabitym pod Narwikiem żołnierzu niemieckim narrator rozpoznaje nagle rysy innego Niemca, ofiarę poprzedniej wojny (opowieść „Człowiek z rokokowego kościoła”), w „Wiatrakach z Ramsey” w pubie pojawia się zjawa, a do rąk czołgistów z załogi „Nelly” trafiają „Księgi narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego,” przy czytaniu których polscy żołnierze klękają.

7. Sławomir Rawicz „Długi marsz” (1956)

– gotowy scenariusz filmowy. Historia niezwykłej ucieczki ze sowieckiego łagru do Indii, przez Syberię, Chiny i Tybet, którą napisał oficer artylerii aresztowany na Kresach przez NKWD i skazany na 25 lat obozu. Po udanej ucieczce, już z Indii wyjechał do Iraku, do Armii Polskiej. Książka ta, tłumaczona na kilka języków i wydawana w różnych krajach świata, najmniej chyba znana jest w... Polsce. Nie tylko dlatego, że jej krajowa edycja do 1989 roku była niemożliwa. Na emigracji rzecz przyjęto więcej niż sceptycznie, kwestionując prawdopodobieństwo poszczególnych fragmentów „Długiego marszu”, na czele ze spotkaniem uciekinierów w górach z... yeti. Porucznika Rawicza uznano za mitomana robiącego z siebie męczennika. Było to tym bardziej przykre, że autor do końca życia zmagał się z psychicznymi skutkami przeszłości, a jego dzieje pod każdym względem były wyjątkowe.

Ale „Długi marsz” i dzisiaj omijany jest przez krytykę szerokim łukiem. Już pierwsze zdanie książki brzmi bowiem: „My, Polacy, doświadczyliśmy więcej cierpień na przestrzeni dziejów niż jakikolwiek inny naród”. A nie ma przecież obecnie w Polsce słowa budzącego większą odrazę niż „martyrologia”. Do tego polska!

8. Maryna Miklaszewska „Wojtek z armii Andersa” (2007)

– jeszcze jeden materiał na film, który nie został zrealizowany, a bez dwóch zdań mógłby wreszcie zastąpić nieśmiertelnych „Czterech pancernych i psa”. Ich miejsce zajęliby żołnierze 22. Kompanii Transportowej 2. Korpusu i ich maskotka – niedźwiadek Wojtek. Miś, który istniał naprawdę i z polskim wojskiem przeszedł tułaczy szlak: od Iraku przez Palestynę, Egipt, Włochy, gdzie – autentycznie (!) – wziął udział w bitwie o Monte Cassino.

Książka Maryny Miklaszewskiej, tematycznie nasuwająca porównanie ze sławnymi „Dziejami Baśki Murmańskiej” Eugeniusza Małaczewskiego, jest twórczym rozwinięciem wdzięcznej książeczki dla dzieci o „niedźwiadku od Andersa” napisanej przez Wiesława A. Lasockiego i wydanej w Londynie w roku 1968. Dla Miklaszewskiej stała się ona najpierw punktem wyjścia do scenariusza, a potem, gdy okazało się, że z filmu będą nici, narodziła się z tego książka. A wtedy nagle okazało się, że Telewizja Polska zdecydowała się jednak na produkcję z niedźwiadkiem o polskim imieniu w tle. Następnie – jak zwykle – zapadła cisza. Niezależnie od perypetii telewizyjno-filmowych „Wojtek z armii Andersa” jest bardzo dobrą książką dla młodego czytelnika, który śledząc żywą akcję przygodową, a i romansową czy raczej romantyczną, mimochodem zalicza przyspieszony kurs najnowszej historii Polski. I o to chodzi!

9. Stanisław Rembek „Cygaro Churchilla” (2004)

– najwybitniejszy batalista polski XX wieku, autor znakomitych książek o wojnie 1920 roku („Nagan”, „W polu”) pozostawił w szufladzie niedrukowane opowiadania o Wrześniu ’39, okupacji hitlerowskiej i powstaniu warszawskim. Dopiero kilka lat temu spadkobiercy Rembeka udostępnili je wydawcy, który zrekonstruował „Cygaro Churchilla”, uzupełniając tom o rękopisy spoczywające w Bibliotece Narodowej. Powstała książka nawiązująca do najlepszych stron prozy tego świetnie zapowiadającego się w II Rzeczypospolitej pisarza, którego po wojnie komuna zepchnęła na margines literatury. Okazało się, że – na szczęście – nie marnował czasu, w opowiadaniach z „Cygara...” umiejętnie łącząc żołnierskie widzenie zmagań 1939 i 1944 roku z oglądem tych wydarzeń przez cywila, gdyż Rembek – ochotnik w wojnie polsko-bolszewickiej – nie pełnił już później regularnej służby wojskowej.

Byłby też ten pisarz twórcą, prawdopodobnie, najlepszej powieści o powstaniu warszawskim... gdyby ją ukończył. Ale napisał jedną z najlepszych, o ile nie najlepszą, książkę o okupacji; myślę o „Wyroku na Franciszka Kłosa” z 1947 roku, stosunkowo niedawno przeniesionym na ekran telewizyjny przez Andrzeja Wajdę – z połowicznym skutkiem, jako że reżyser gdzie indziej niż prozaik postawił najmocniejsze akcenty. Niepotrzebnie, „Wyrok...” nie potrzebuje wykrzykników, bo sam jest jednym wielkim wykrzyknikiem. To przenikliwe studium degradacji człowieka powstającej w wyniku zlania się w jedno: za daleko idącej służbistości, niewykształcenia, przesądów, wewnętrznego rozdygotania, by nie powiedzieć – skrywanego tchórzostwa i, jakże często pojawiającego się w takim zestawie, alkoholizmu.

„Cygaro Churchilla” mieści się w tym samym nurcie prozy co „Wyrok...”, napisane jest tym samym, doskonałym językiem, przedstawiając wciąż ten sam trud walki podejmowanej przez prostych ludzi, którym nawet przez moment nie zaświtała myśl o bohaterstwie, a wiedzieli to jedynie, że tak trzeba.

10. Janusz Krasiński „Wózek” (1966)

– właściwie powieść ta przynależy do nurtu obozowego, opowiada bowiem o ewakuacji w końcu wojny obozu koncentracyjnego i przerażającej wędrówce wyniszczonych więźniów przez ginące Niemcy. Niesłychanie silny moralitet o pragnieniu życia i nieuchronności śmierci, bardzo mocno osadzony w konkretach. Nie ma tu jednego zbędnego słowa, bo są już one niepotrzebne. Mamy tylko katów i ofiary i ich racje, które nieoczekiwanie okazują się spójne. W tym upiornym pochodzie niejako skazani są na symbiozę. Ta parabola ludzkiego życia właściwie obezwładnia czytelnika i podobnie jak to się dzieje przy lekturze opowiadań Tadeusza Borowskiego, skłania do zwątpienia w człowieczeństwo. Ale w tym pochodzie ofiar i katów, więźniów i strażników, męczenników i zbrodniarzy, a jak ktoś chce, to i aniołów i diabłów, tkwi jednak źdźbło nadziei. To samo co w każdej wojnie – kiedyś się skończy.

Które z niezliczonych książek na ten temat przetrwały próbę czasu, a które – niezależnie od ich niegdysiejszej rangi – powinny już trafić do archiwaliów, to pytanie otwarte. Swoją podpowiedź traktuję jako próbę odczytania na nowo pozycji w swoim czasie, być może niedocenionych, a jednocześnie przyjrzenia się tytułom nowym, wciąż powstającym.

Wojna obronna 1939 roku, podwójna okupacja, rzeź na Wołyniu, Katyń, powstanie warszawskie, to wciąż żywa historia. A tragedie i dramaty, które w najtrudniejszych dla Polaków latach dotknęły niemal każdą rodzinę w naszym kraju, nie zostały zapomniane i domagają się zadośćuczynienia. Niechby tylko pisarskiego.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
20 lat Polski Wschodniej w Unii Europejskiej