„Jak zostać królem" to znakomicie zrealizowany film. Jego fabuła zawiera urzekającą ludzką historię opowiedzianą tak, by odwołać się do anglofila ukrytego w każdym bardziej wyrobionym widzu. Ale jednocześnie ten film propaguje toporne zafałszowanie historii. Jeden z niewielu źle obsadzonych aktorów – Timothy Spall jako Winston Churchill – jest głównym nosicielem tego procederu pisania dziejów na nowo. Odgrywa on postać niewzruszonego przyjaciela jąkającego się księcia i stojącej u jego boku księżnej oraz polityka sprzyjającego godnemu męża stanu rozwiązaniu kryzysu, jaki stworzyła abdykacja starszego brata księcia, czyli króla Edwarda VIII.
Tymczasem Churchill pozostawał – tak długo, jak się dało – przyjacielem nadętego, zepsutego, sympatyzującego z Hitlerem Edwarda VIII. Co więcej, pozwolił, by jego uczuciowe przywiązanie do tej kreatury nadwerężyło zmontowaną z wielkim trudem koalicję sił starających się przeciwstawiać nazizmowi i ugłaskiwaniu Hitlera. Nie ma zapewne bardziej hagiograficznie nastawionego kronikarza życia Churchilla niż amerykański pisarz William Manchester, ale kiedy się przeczyta odnośne strony jego książki „Ostatni lew", widać, że historyk rezygnuje z obrony swego bohatera przez niemal cały rozdział.
Churchill, dzięki temu, że był w stanie przełknąć różnice zdań z kilkoma wysokimi rangą laburzystami i liberałami, przyczynił się do powstania grupy nacisku przeciw knuciu premiera Neville'a Chamberlaina z europejskimi faszystami, która cieszyła się także sporym poparciem społecznym. Kiedy jednak kryzys abdykacyjny roku 1936 wszedł w najgłębszą fazę, Churchill, ku przerażeniu swych wspólników, zdystansował się od tej kluczowej inicjatywy i zaangażował na rzecz utrzymania na tronie playboya o nazistowskich ciągotach. Roztrwonił mnóstwo politycznego kapitału, gdy zjawił się w Izbie Gmin (prawie na pewno pijany, jak twierdzi Manchester) i wygłosił niezborne przemówienie w obronie lojalności wobec człowieka, który nie znał takiego pojęcia.
W napisanym w tym samym roku liście do Edwarda VIII bełkotliwie wyrażał swe nadzieje, że król „zalśni w dziejach jako najdzielniejszy i najukochańszy władca, który nosił koronę Wyspy". To skądinąd dobry przykład, jak pusty i bombastyczny potrafił być styl Churchilla, kiedy obstawiał złego konia. Nie zapominajmy przy tym, że kiedyś pisał o sobie jako o samotnym głosie ostrzegającym naród brytyjski przed zagrożeniem zarówno ze strony Hitlera, jak i Gandhiego.
W końcu jednak Edward VIII okazał się tak głupi, samolubny i próżny, że nie dało się go uratować, i najgorsze chwile grozy minęły. Film tylko marginalnie ukazuje, kim ten człowiek pozostał: niezmiennym admiratorem III Rzeszy. Spędził tam miodowy miesiąc z Wallis Simpson, czyli kobietą, którą wolał od tronu, i został sfotografowany w akcie hitlerowskiego pozdrowienia. Większość spośród garstki jego przyjaciół to aktywiści Brytyjskiej Unii Faszystów zwanych Czarnymi Koszulami. Podczas pobytu na kontynencie europejskim po abdykacji Edward, czyli książę Windsoru, nigdy nie zaprzestał utrzymywania niefrasobliwych kontaktów z Hitlerem i jego marionetkami i wydawał się okazywać gotowość do zostania kolejną marionetką, czyli regentem, jeśli szale losu przechyliłyby się na drugą stronę. To dlatego Churchill w końcu kazał go usunąć z Europy i dać mu synekurę w postaci gubernatorstwa Bahamów, gdzie można go było łatwo upilnować.